Forum Kuźnia RPG Strona Główna Kuźnia RPG
Forumowe sesje RPG wszelkich systemów i settingów
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy     GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

"Powrót z pudła"
Idź do strony 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Kuźnia RPG Strona Główna -> Cyberpunk 2020
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Keliah
Wredny Administrator
Wredny Administrator



Dołączył: 08 Mar 2006
Posty: 441
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Oława. Reaktywacja forum!

PostWysłany: Pon 22:33, 13 Mar 2006    Temat postu: "Powrót z pudła"

James 'Młokos' Apender wzdrygnął sie przed zajężdzającą przy zaułku czarną limuzyną. A może to jedynie ten lodowaty wiatr przeszył go do szpiku kości? Mimo wszystko Młokos miał fatalne przeczucia co do tej transakcji. Gdzieś nieopodal słychać było serię strzałów i syrenę nadjeżdzajacego Trauma Team. Typowa noc w Night City. Z auta wygramolił się tęgi męzczyzna w garniturze na zalany smolistą, zanieczyszczoną wodą chodnik. Z obrzydzeniem korporacyjnego ważniaka postąpił dalej do stojącego w cieniu Młokosa.

- Ach, panie Apender, cóż za wspaniałe spotkanie. - jego głos niemal ociekał gorzkim sarkazmem - Rozumiem że przygotował pan towar, tak jak się umawialismy. James przez chwilę wahał się nad odpowiedzią, jak to zwykle bywa u ludzi stojących oko w oko z nadętymi i nieprzewidywalnymi szychami.
- Wszystko jest na miejscu. Dziesięc litrów czarnej szprycy. - Młokos sięgnał do stojącej obok walizki otwierając ją przed nosem biznesmena.
- Nie tak sie umawialiśmy panie Apender. Miało być dwadzieścia.
James miał to dziwnie uczucie kiedy ku irioni całego racjonalnego świata słowa obłąkanej wróżki się sprawdzają i dzisiaj faktycznie jest jego zły dzień.
- Nie udało mi się załatwić więcej. Boosterzy zebrali tylko tyle ze szmuglerskiego transportu z Portland. Reszte zgarnęli gliniarze... ktoś dał cynk. Zdaje się że to sprawka waszego znajomego, niejakiego Rogers'a.
Biznesmen z kamienną twarzą zmierzył Młokosa bezdusznym spojrzeniem.
- Więc płace jedynie połowę. I ani eurodolara więcej.
- Ale to doslownie grabież! Więcej strace na tej transakcji niż zyskam... gliny siedzą mi na karku a boosterzy domagają się swoich działek!

Niedłużej niż po ćwierć sekundy Młokos zaczął szczerze żałować tego co powiedział.
- Brightman, przetłumacz prosze panuApender, że nasza umowa jest nieważna.
Młokos mial wrażenie, że gdzieś już słyszał to nazwisko. Jednak dopiero gdy z wozu wysiadł prawie dwu metrowy drab zdal sobie sprawę w jak wielkie gówno właśnie wpadł. Nagle załapał... To Łowca! Cholerny psychol i najemny solo.
- Przecież wsadzili Cie do pudła! - zaprotestował, jakby mialo go to obronić.
- Mam dobrych prawników - odpowiedział chłodno łowca, na jego twarzy pojawił się szaleńczy uśmieszek.
Brightman zbliżał się do niego z odłgłosem cichego klekotu cyberkończyn. Młokos wiedział że nie ma gdzie uciec, był w ślepym zaułku pozostało mu jedynie...
Szybkim ruchem sięgnał po swojego H&K nim jednak palec zacisnął mu się na cynglu ostry ból w boku zwalił go z nóg. Brightman stał w miejscu z z lufy jego Colta AMT unosiła się cienka stróżka dymu. James zachodził w głowe jak ten świr jest taki szybki... pewnie te cholerne dopalacze Kerenzikova... Czuł ciepłą, lepką krew na dłoni którą zatykał ranę. Słyszal ciężkie kroki Brightmana. Po chwili cień wielkoluda przesłonil mu zadymione niebo Night City. Stalowa dłoń jak imadło złapała go za głowę. Zalała go czerń. Oprawca wytarł cyberdłoń o płaszcz zdekapitowanego ex-Młokosa. Paskudna plama mieszanki krwi i mózgu zachlapała sąsiedni mur. Biznesmen przyglądał się temu beznamiętnie
- I po co tyle oporu? Eh ci głupi fixerzy... nigdy nie chcą ustąpić. Jedziemy. - oznajmił.
Brightman zatrzymał się na chwilę.
- Masz załatwić dla mnie tego reportarzyka Rogersa. Musze zemścić się za to że wsadził mnie do pudła - wypalił swoim nieco obłąkańczym bełkotem.
- I dostaniesz go... - zapewnił biznesmen. - Ja zawsze dotrzymuje umów...

***
Kilka zasad tytułem wstępu co do sesji:
Arrow Każdego posta poprzedzamy imieniem naszej postaci. Akcje piszemy zwykłą czcionką zaś teksty kursywą.
Arrow Wulgaryzmy i slagnowy język jest jak najbardziej na miejscu. Oczywiście bez przesadnego "kurwowania" co drugie słowo.
Arrow Cyberpunk to nie kolejny erpeg gdzie po 15 ciosach na klate uciekamy z miejsca zdarzenia. Jeden strzał - często jeden trup.
Arrow Zalecam szczególną ostrożność. Rzucanie się w ciągly wir strzelanin zapewne skończy się wylądowaniem bohatera w banku ciał. Wiele walk można rozwiązać bezkrwawo polegając na przekonaniu wrogów o faktycznej sile swojej postaci - tj. zastraszeniu.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mort
Nowicjusz
Nowicjusz



Dołączył: 10 Mar 2006
Posty: 99
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: polskie Ankh-Morpork

PostWysłany: Wto 15:12, 14 Mar 2006    Temat postu:

Frank McDubber

"Tylko mocne brzmienie pokaże jak idiotycznym zamysłem stał się ten świat. Tylko kawał ostrego wokalu wyjawi sekret tego śmietnika. Tylko mój Ibanez zna odpowiedź"
F. McDubber


Frank urodził się bilsko dwadzieścia lat temu w Stanach Zjednoczonych, dokładniej w Californii. Był przykładnym dzieckiem, zapracowana matka zawoziła go na niedzielne spotkania chóralne do pobliskiego kościoła, ojciec zmarł kiedy chłopczykowi stuknęły cztery latka. Nie miał rodzeństwa, nie miał podpory psychicznej. Wychowywał się sam, a jego jedynym i prawdziwym przyjacielem stała się gitara. Najpierw klasyczna, na której wygrywał znane kawałki do kotleta, później zaś elektryczna z potężnym "piecem", na którą Frank zbierał, rozmontowując tory, blisko nieczynnych stacji. McDubber jest i był słaby psychicznie, toteż jego największymi autorytetami stali się z czasem starsi kumple, próbujący kokainy, amfy i innych świństw. Frank próbował wraz z nimi, razem z "przyjaciółmi" wsłuchiwał się w ostre brzmienie Slipknota, brutalną linię melodyczną KoRna. Stał się jednym z wandali-ćpunów jakich wielu w dzisiejszej Ameryce...

Charakter muzyka jest nad wyraz butny. Frank jest uparty i nieugięty, a co za tym idzie potrafi solidnie przyłożyć. McDubber grał przez dwa lata w formacji heavy-metalowej "I.K.M-er", członkowie grupy wyrzucili go jednak za ćpanie. Talent do muzyki pozostał jednak głeboko zakorzeniony i nic aż dośmierci nie będzie w stanie go już wyplenić.

Frank McDubber nosi długie, czarne i niepoukładane włosy. Rzadko się także goli. Wygląda jak typowy ćpun spod mostu w podartych dżinsach i uświnionej koszuli. Jego cały majątek stanowią gitara marki Ibanez oraz stara, skórzana kurtka, pozostałość po zmarłym ojcu. Obecnie Frank szwęda się po ulicach w poszukiwaniu alkoholu i działek. Dosyć sprawnie posługuje się bronią palną oraz rozumie istotę implantów. W starym magazynie posiada dwie sztuki Colta.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Black Rose
Mistrz Gry
Mistrz Gry



Dołączył: 08 Mar 2006
Posty: 174
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Sacramento

PostWysłany: Wto 16:46, 14 Mar 2006    Temat postu: Anna Feriste

Anna Feriste

Anna pochodzi z Węgier z niewielkiego miasta Sopron. Kiedy była dzieckiem, w bestialski sposób zamordowano jej rodziców. Leżała skatowana na podłodze, nie mogąc się poruszyć i patrzyła jak brutalnie gwałcono jej matkę. Cudem udało jej się przeżyć. Kiedy nieco podrosła poznała podejrzanych ludzi. Musiała zarabiać na własne życie często w upokarzający sposób. Wplątała się w nielegalne interesy. Odnalazł ją pewien booster i zaciekawiony jej przeszłością postanowił przyjąć ją do boostergangu. Tam nauczyłą się walczyć monokataną i posługiwać bronią. Wykonywała wszystkie polecenia i mordowała bez chwili zwątpienia. W jej sercu dawno skrywana nienawiść mogła wyjść na zewnątrz. Po kilku latach odeszła od boostergangu, szukając jakiegoś lepszego życia...

Anna jest samotnikiem, nienawidzi mężczyzn. Ma do nich uprzedzenie, ponieważ wciąż przed oczami widnieje jej obraz zgwałconej matki. To zdarzenie z dzieciństwa jest jak zadra w jej umyśle. Nie ufa nikomu i jest raczej małomówna. Nie pozwala sobie na żadne ludzkie uczucia, morduje z zimną krwią. Nigdy nie miała przyjaciół.W głębi duszy pragnie, by ktoś ją pokochał, lecz szybko o tym zapomina zdając sobie sprawę, że nikt nigdy nie pokocha bezlitosnej maszyny do zabijania.

Anna to młoda, piękna dwudziestoletnia dziewczyna z długimi kruczoczarnymi włosami.Jej oczy mimo, że to model Kiriyoshi 2050, jakby zieją martwą pustką. Nie ujrzysz w nich nic, oprócz niezaspokojonej żądzy mordowania. Są czarne i chłodne jak lód. Z wyrazu twarzy nie można wyczytać żadnych uczuć, ponieważ stanowi perfekcyjną maskę bezlitosnego zabójcy. W uchu ma wszczepiony analizator stresowy oraz wszczep zwiększający zakres słuchu. Anna ma na sobie czarne, przylegające do ciała spodnie z rozciągliwego materiału i wygodne buty na płaskiej podeszwie. Ubrana jest również w szarą, znoszoną kurtkę, zaś pod spodem ma zwykły czarny podkoszulek. Na wewnętrznej stronie kurtki skrywa kaburę pod ramieniem z pistoletem Armalite 44. Na plecach nosi swoją kryształową monokatanę, która jest jej nieodłączną towarzyszką.

Wygląda mniej więcej tak:

[link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dark Storm
Gracz
Gracz



Dołączył: 09 Mar 2006
Posty: 249
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Ni stąd, ni stąd.

PostWysłany: Wto 18:03, 14 Mar 2006    Temat postu:

William Sleephill Junior

"Tedy to nie bandzior jaki czy zbój, a warchoł XXI wieku!" - William Sleephill J. o sobie.

Oto ten cytat króciutki z góry, o osobie tej, naprawdę wiele o niej świadczy...

- Veto mówi pan William! Veto! - Krzyknął ktoś. Mrok w ciemnej uliczce kąsał niby to stado szarańczy. Wbijał się on w ciało ostrymi szponami, które rozdzierały człowieka z niesamowitą mocą. W niej to właśnie na chwilę rozbłysło nikłe światełko dawane przez zapalniczkę, która uradowała cienkiego papierosa. Po chwili do nozdrzy niesamowicie zdziwionych bandziorów dotarł męczący cały umysł i gardło dym. Po chwili jednak się opamiętali i opuścili biednego człowieka, którego przyciskali do ściany. Ten jęknął cicho, a gdy zaniepokojeni nowym przybyszem gangerzy go zostawili, czmychnął dyskretnie przechodząc nawet pod ramionami jednego z nich.

- A ty co za skurwiel? - Wydarło się z ust to pierwszego, to drugiego człeka w czarnej kamizelce. A tajemniczy mężczyna jak stał tak stał i tylko papierosem się w palcach zabawiał.

- Nie skurwiel, a William Sleephill. I zaraz ten William was przytnie do właściwych rozmiarów. - Powiedział spokojnie ów człowiek i spojrzał ponuro na jeszcze bardziej zaniepokojonych bandytów, którzy poczęli oglądać się po sobie.

- Cholera, on mówi o sobie! A patrzcie co on ma w łapie! Kuwa, to wariat! - Krzyknął jeden, który w mroku przeżerajacym nie dostrzegł za nim nikogo. Jak na ten znak wszyscy, choć z trudem niejakim, na ów jegomościa się rzucili z krzykiem, wymachując dziko zdobytymi łańcuchami oraz nożami.

W mroku coś jeszcze raz błysnęło, jednak nie był to papieros.

Lśniąca szabla poruszyła się lekko i pewnie w ciemnościach.

- Nie wariat, a William... - Rzekł raz ostatni William.


William Sleephill urodził się w Irlandii, w pięknym miasteczku położonym nad malowniczym krajobrazem tamtejszych terenów nieskalanych dotychczas żadną ręką dzisiejszej techniki. Nazwa miasteczka zanikła w mrokach pamięci, bo sam William dziwną lukę w umyśle ma. Oto bowiem nie jest do końca normalny, w pewnym tego słowa znaczeniu, oczywiście. Z urodzenia jest to szlachcic, jednak wkrótce angielska królowa odebrała rodowi ten rejestr, jako "wynagrodzenie" za wiele grzeszków między Wielkiej Brytanii. Urodził się w malutkim zameczku, podobnym do tych budowanych w Szkocji, której nie restaurowane zabytki, dzisiaj wzmuszają w człeku łezkę w oku. Jego ojciec, jak nietrudno się domyślić, zwał się również William i zmarł jeszcze tuż przed rejestru odebraniem, toteż cieszyć się ów powinien, bo wolność szlachecką cenił poza wszystko. Ta właśnie wolność przeniosła się na jego syna, który nie dość, że jest oczytany; mądry, sprytny i inteligentny, to i silny jak byk oraz o posturze mocnej i o ruchach zwinnych.

Wolność ta wzięła się właśnie z powodu oczytania, kiedy jeszcze młodzianem bohater ten był. Wtedy go niesamowicie wręcz zainteresowała historia XVII w. którą umiłował jak nic innego, i w której żyć zawsze ponad wszystko marzył. Szczególnie zaś pokochał ówczesne dzieje Polski. Cenił w sarmatach tą niesamowitą dumę, wielki honor i niezależność ponad wszystko. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że - choć może to zabrzmi banalnie - upadł na głowę. I to nie byle jak. Gdy jechał bowiem jak co boży tydzień na łowy do pobliskiego boru, niczym szlachta z jego wieku umiłowanego, w czasie pogoni za hardym zwierzem, w cwale, spadł z konia i tylko cud zaważył o tym, że przeżył ten upadek. Zaopiekował się nim kamerdyner służący Sleephillom od długich lat. Lecz gdy tylko zdołał podnieść się na nogi, nic już w nim nie było takie co zwykle...

Porównując go do legendarnego bohatera hiszpańskiej epopeji narodowej - "Zmyślnego Don Kichota z Manczy", który to w swej łepetynie ubzdurał sobie, że jest rycerzem, tak William "został sarmatą". Przejawiało się to nie tylko tylko w mowie, jaką wygłasza (a tu pojawił się i kolejny dziwny problem; William bowiem od tego upadku mówi o sobie w trzeciej osobie), która - choć angielska jak zwykle - dawnej Rzeczypospolitej spraw tyczy się; ale także zachowaniem i postawą jego - iście sarmacką i warcholską. Tak też William nie uznaje dziś nikogo za pana, w "gospodach" pije na umór opowiadając różnorakie fececje, które z wiekiem swego humoru nie straciły, a także śpiewając stare ballady, które na dzień każdy zapotrzebowanie jest wielkie. Broni słabszych i potrzebujących, a każdy dyshonor wobec niego każe wyzwaniem na pojedynek, a sztukę władania szablą wyniósł jeszcze z młodych lat, gdy żył w Irlandii. Jedynie ubrania sarmackiego na siebie nie wdziera, bowiem przynajmniej w tym aspekcie się wziął w garść i uznał to za (sic!) szaleństwo.

William jest dość przystojny. Na jego chudą, acz nie kościstą, twarz gracko spływają długie jasne włosy, których mimo swego wieku (31 lat) nie zetnie nawet na wzór swoich idoli. Zapuścił również tak zwaną "kozią bródkę", która dodatkowo nadaje mu dość interesującego wyglądu. Jegomość ów jest szczupły, wysoki i o licu dość bladym; odcień jego nigdy się nie zmienia. William ubiera się w dość zwyczajny strój. Znoszone i podarte dżinsy chowają jego nogi niby to te dawniejsze, a w pasie trzymają replikę, ale ostrą jak te prawdziwe, jako delię przymierza bardzo długą koszulkę z uroczym napisem "I love Poland" na czarnym tle, na tors zarzuca skórzaną kamizelkę lub też czarny jak noc płaszcz, a na nos wtyka malutkie, przeciwsłoneczne okulary, które dopełniają jego wygląd i nigdy ich przez to właśnie nie zdejmuje...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Herr-Bat-Ka
Nowicjusz
Nowicjusz



Dołączył: 09 Mar 2006
Posty: 85
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Czw 16:24, 16 Mar 2006    Temat postu:

Ronald O’Conell

Potargana kurtka moro bez rękawów nieco za duża, z wieloma obszernymi kieszeniami. Kapelusz rybacki o kolorze piasku, na którym obwiązanych jest kilka starych klisz od aparatu. Dżinsowe, ciemne spodnie, lekko przetarte i skórzane, czarne buty. Duża brązowa i dość stara walizka na ramieniu. Dwa aparaty zwisały na drugim ramieniu tego młodzieńca. Jeden, wyposażony w najnowsze osiągnięcia techniki, i drugi jakże odmienny od tamtego. Stary, obity skórą, wysuniętym obiektywem i lampą. Właściciel tych przedmiotów nie był ani wysoki, ani niski. Średniej długości falowane blond wlosy i taka też krótka bródka. Człowiek wyposażony w to wszystko szedł ulicą. Niepasujący do otoczenia...Ponure, nieprzyjazne dzielnice wielkiego miasta i on. Przemierzał ulice i robił bez przerwy zdjęcia ukazujące nędze ludzi mieszkających tu.

Często wyrzucany z pracy za swoją pasję. Pasję niesienia prawdy, wiadomości. Pokazywania ludziom co się dzieje w odległych miejscach. Umie przez słowa i działania napełniać ludzi chęcią niesienia pomocy i energią, chociaż sami nie mają nic, i też potrzebują ratunku. On nie rozumie, że świat jest nastawiony przeciwko niemu, że ludzie mogą być źli. Po prostu wierzy w to, że każdemu można pomóc. Ma dwa pistolety, ale prawie nigdy ich nie używa. Nie potrafi z zimną krwią zabijać ludzi, chociaż dość dobrze strzela.

Urodził się w Londynie, ale był tam bardzo krótko. Jego ojciec był łowcą nagród i zabójcą, ciągle musieli się przenosić z miejsca na miejsce. Miał zostać tym, kim był jego ojciec. Ale on mimo usilnych starań rodzica, nie potrafił tego robić. Od zawsze buntował się nakazom, które ograniczały jego wolność. Pewnego razu, jego ojciec po prostu był wolniejszy od swojego przeciwnika, i zginął. Zapomniany, gdzieś w tym brutalnym świecie. Wtedy Ron postanowił, że zostanie reporterem. By pokazać ludziom prawdę, i postarać się też pokazać wizję lepszej przyszłosci. Razem ze swoim przyjacielem propagowali tę ideę, ale on brał wiele używek i wszczepiał w siebie wszystkie możliwe implanty. Twierdził, że jest przez to bliżej doskonałości. Jednak stało się inaczej, młodszy o rok od Rona James zwariował. Ron zabił go w obronie własnej, od tej pory niecierpi wszelkich ‘’ulepszeń’’.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Keliah
Wredny Administrator
Wredny Administrator



Dołączył: 08 Mar 2006
Posty: 441
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Oława. Reaktywacja forum!

PostWysłany: Czw 19:01, 16 Mar 2006    Temat postu:

Noc zapadła nad Night City... miasto budziło się do życia, wszyscy ćpuni i boosterzy tłumnie wypełzają na ulice załatwiac swe brudne interesy zdala od wścibskich oczu korporacyjnych glnin. Nie żeby bali się schwytania i kary... ale odpalanie działek glinom nie należało do najprzyjemniejszych rzeczy w tym biznesie. Gdzieś na obrzeżach miasta w małej spelunie "The Slaughterhouse" nieopodal 1st Street impreza rozkręcała się na dobre. Kilku kolesi wyleciało przez niekoniecznie otwarte drzwi, a barman niejaki Marcus wypalił ze swojego Sternmeyera w sufit. Śrut z shotguna wywalił sporą dziurę w suficie, a resztki białego tynku obsypały kolesia który właśnie wpasowywał swój kastet w morde innego 'klienta'. - Następny będzie w ciebie pierdolony awanturniku! - Marcus przeładowuje spluwe i mierzy w problematycznego faceta, który nagle traci ochotę do rozruby.

Williama do tej knajpy przyciągnął przymus... jedynie tu na obrzeszach może się spokojnie napic i nikt nie próbuje mu wbić noża w plecy albo zidiociale pytać "jakiś jebnięty jesteś? Mówże normalnie".

Anna trafiła tutaj z powodu wrogów depczących po piętach.. ostatnio kiedy w Tanzentun powaliła paru boosterów sytuacja w centrum zrobiła się nieco napięta.. tuaj na obrzeżach nikt nie pyta się kim jesteś i czego do cholery szukasz. Tu ludzie przychodza sie zabawic.

Frank znalazł tutaj po prostu dobrego dealer'a dragów licząc jednoczesnie na posłuchanie jakiejś mniej znanej kapeli chrome'owej.

Ronald zjawił się jak najszybciej mógł by uchwycić jakąs brudną machlojke na tasmie i oglosic swiatu prawdę. Mało który kanał z pewnością kupił by tą "prawdę" ale nie w tym rzecz. Liczy się idea.

Kiedy tak siedzieliście zajęci włąsnymi interesami do Slaughterhouse wszedł wysoki meżczyzna o krótko a wręcz żołniersko przyciętych blond włosach. Pod jego długim szarym płaszczem widac lśniącą kolbę karabinu FN-RAL. Długie, niemal pod goleń czarne zapinane na klamry skórzane buty dodatkowo podkreślają jego militarny charakter... gdyby nie... gdyby nie kamera w pokrowcu przewieszona przez plecy. Gość podszedł do Marcusa zamawiając drinka i zamienaijąc z nim pare słow. Ogólna uwaga zwróciła się w jego stronę. Gdzieś pod stołami słychac bylo jak otwierają się noże sprężynowe.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Black Rose
Mistrz Gry
Mistrz Gry



Dołączył: 08 Mar 2006
Posty: 174
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Sacramento

PostWysłany: Czw 20:48, 16 Mar 2006    Temat postu:

Anna

Siedzi przy stoliku w ciemnym kącie, nie chcąc się zbytnio wyróżniać. Obserwuje z pogardą wszystko co dzieje się w klubie. Jakby znudzona zagląda do szklanki, po czym patrzy na swoje połamane, niezadbane paznokcie. Mówi do siebie w myślach z zupełną obojętnością:

Co za banda pierdolonych niewolników...

Po chwili spogląda beznamiętnie na nowego przybysza, popijając spokojnie wodę. W jej głowie rodzą się pomysły pełne nieuzasadnionej nienawiści i goryczy.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Herr-Bat-Ka
Nowicjusz
Nowicjusz



Dołączył: 09 Mar 2006
Posty: 85
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Czw 21:20, 16 Mar 2006    Temat postu:

Ron

Rozgląda się po wszystkich i stara się wyglądać na wyjątkowo pewnego siebie i silnego. Co chwilę jednak nerwowo się kiwa na krześle lub patrzy na dno swojego kieliszka, gdy ktoś odwzajemnia mu spojrzenie. Wydaje się, że raczej nie czuje się tutaj zbyt dobrze.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Keliah
Wredny Administrator
Wredny Administrator



Dołączył: 08 Mar 2006
Posty: 441
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Oława. Reaktywacja forum!

PostWysłany: Czw 21:41, 16 Mar 2006    Temat postu:

Do Anny niedługo podchodzi jakiś potężnie zbudowany łysol. Zapewne skuszony jej urodą albo po prostu szukający taniej rozrywki. Bierze krzesło z sąsiednego stolika zwalając przy tym jakiegoś kolesia i dosiada się bez pytania. Ostentacyjnie kładzie dłoń z owiniętym wokół przegubu łańcuchem na stole. -Hej mała.. szukasz jakiejś rozrywki? Wyglądasz mi na taką małą zagubioną panienke z prowincji.. potrzebujesz przewodnika po Night City? - Łysol puszcza Annie oko i śmieje się swoim gardłowym rechotem.

Tym zwalonym kolesiem.. okazje się być Ron. Widzisz jak łysoł bezczelnie zabiera Ci krzesło nawet nie patrzac na Ciebie. Kilka par oczu zwróciło sie w Twoją stronę czekajac na jakąs reakcje. Paru z nich najwyraźniej obstawia "kto wygra" a kogo "wyniosą nogami do przodu".
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Herr-Bat-Ka
Nowicjusz
Nowicjusz



Dołączył: 09 Mar 2006
Posty: 85
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Czw 21:54, 16 Mar 2006    Temat postu:

Ron

Patrzy się po klientach i zauważa ich zainteresowanie. Poprawia kapelusz i niepewnie zaczyna:

-To...to było...niemiłe. Ja...um...wcale się ciebie nie boję, ty...ty...tryglodyto!

Uśmiecha się tak, jakby czuł że zrobił jednak coś niezbyt przemyślanego. Cofa się nieznacznie i rozgląda się szukając poparcia, wyraźnie zaczyna się bać reakcji mięśniaka.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Black Rose
Mistrz Gry
Mistrz Gry



Dołączył: 08 Mar 2006
Posty: 174
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Sacramento

PostWysłany: Pią 7:39, 17 Mar 2006    Temat postu:

Anna

Patrzy na delikwenta nienawistnym spojrzeniem. Słysząc słowa Rona uśmiecha się szyderczo...

Spogląda obojętnie na łysego:

Małą zagubioną panienkę z prowincji? Radzę Ci uważać na słowa, bo połamię Ci nogi i wsadze w tą tłustą dupe. Przewodnik po Night City?? Niby ty mógłbyś nim być?!

Bierze łyk wody ze szklanki. W myślach rodzą jej się pomysły, co takiego można by mu odrąbać.

Rzuca od niechcenia:

Poza tym przydałby Ci się dobre maniery...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Keliah
Wredny Administrator
Wredny Administrator



Dołączył: 08 Mar 2006
Posty: 441
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Oława. Reaktywacja forum!

PostWysłany: Pią 8:17, 17 Mar 2006    Temat postu:

Facet wydaje się lekko rozbawiony ciętą ripostą Anny i wstając od stołu dorzuca
- Zadziorna panienka z Ciebie... lubie takie. Nie ruszaj sie z miejsca słodziutka, zdaje się słyszałem jakiegoś mięczaka. Łysy stając twarzą w twarz z Ronem mierzy go z pozaycji o niemal głowe wyższej Co? Coś mówiłeś gnido? Koleś powoli zaciska pięśc a długie na prawie 30cm trójkątne szpony wysuwają sie teleskopowo z tyłu jego dłoni.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dark Storm
Gracz
Gracz



Dołączył: 09 Mar 2006
Posty: 249
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Ni stąd, ni stąd.

PostWysłany: Pią 8:34, 17 Mar 2006    Temat postu:

William

Ciemny kąt tej taniej speluny zadawala mnie o wiele bardziej niźli najlepszy pokój w luksusowym hotelu w samym centrum; tam uważają cię za ekscentryka i zadają niepotrzebne pytania, a tu - za pojeba, więc takich pytań już nie zadają. Popijając powoli ze szklanicy ciemne piwo rozmyślam chwilę nad sprawami, które mnie tu przygnały. Gdy wpada nowy przybysz odwracam nań wzrok, ale tylko na chwilę. Wracam szczętnie do zamówionego jedzenia, którym była wstrętna jajecznica na brudnym talerzu. Widząc (zapewne) dziwną sprzeczkę wstaję powoli, jednocześnie zaciskając dłoń na rękojeści szabli ukrytej w pochwie przyozdobionej żlotymi wzorami. Wolnym krokiem mijam gości gospody, równie powoli wyciągając zza pasa ów szabelkę. Co tam - raz się żyje.

- William prosi drogiego waćpana, byś przestał. William nie znosi wręcz, gdy jakiś wstrętny cham szuka zaczepki u niewiasty.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Black Rose
Mistrz Gry
Mistrz Gry



Dołączył: 08 Mar 2006
Posty: 174
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Sacramento

PostWysłany: Pią 13:55, 17 Mar 2006    Temat postu:

Anna

Siedzę spokojnie nie przejmując się zbytnio tym co się dzieje.
Zakładam nogę na nogę i zauważam zbliżającego się pajaca z szabelką.

Mówię ironicznie pod nosem:

No proszę, znalazł się obrońca "niewiast".

Po chwili odzywa się w niej jakaś dziwna iskierka dobroci, a może po prostu litości. Postanawia odwrócić uwagę napastnika

Ej łysy daj spokój...będziesz tracił czas na takie gówno warte śmiecie? Nie zachowuj się jak gówniarz.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Keliah
Wredny Administrator
Wredny Administrator



Dołączył: 08 Mar 2006
Posty: 441
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Oława. Reaktywacja forum!

PostWysłany: Pią 15:56, 17 Mar 2006    Temat postu:

Łysol wydaje się nieco podjudzony, szczególnie przez tą dziwaczną wypowiedz Williama. Obraca się w jego stronę napinając mięśnie dłoni...
- Hej łysa pało... - Marcus barman, ironicznie jedną ręką macha do faceta w drugiej jednocześnie trzymajac wymierzonego Sternmeyera. - Wypierdalaj stąd albo kumple wyniosą Cię z nie elgancką dziurą w bebechach. - głos Marcusa jest lodowaty jak stal. Jak się przekonaliście ten lekko hipisowaty koleś w jeansowej kurtce jeżeli idzie o jako-taki spokój w The Slaughterhouse nigdy nie żartuje. Pewien pechowy booster miał już okazje się o tym przekonac. Łysy z wściekłym spojrzeniem chowa szpony i wychodzi odrzucajac Williama na bok. Kiedy mija was dodaje - Czekam na was przed barem, mięczaki.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Kuźnia RPG Strona Główna -> Cyberpunk 2020 Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Następny
Strona 1 z 7

Skocz do:  

Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001 phpBB Group

Chronicles phpBB2 theme by Jakob Persson (http://www.eddingschronicles.com). Stone textures by Patty Herford.
Regulamin