Forum Kuźnia RPG Strona Główna Kuźnia RPG
Forumowe sesje RPG wszelkich systemów i settingów
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy     GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

"Nie odchodź..."
Idź do strony 1, 2  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Kuźnia RPG Strona Główna -> Zew Cthulhu
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
MANJAK
Mistrz Gry
Mistrz Gry



Dołączył: 09 Mar 2006
Posty: 224
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Oława/Wrocław

PostWysłany: Pią 14:58, 17 Mar 2006    Temat postu: "Nie odchodź..."

Akcja tej przygody będzie się toczyła pod koniec dwudziestego stulecia w Europie. Spotkaliście się w małym miasteczku Teherton na deszczowych, wiecznie pochmurnych wyspach Wielkiej Brytanii. Parę kilometrów na południe, szosą numer 121 można dojechać do (w porównaniu do Teherton) wielkiego miasta Laychester. Co was tu ściągnęło? Po co przejechaliściue szmat drogi do tej zadupnej mieściny? Tak... Wuj Ernest jest umierający, a przed śmiercią(która rychle nadejdzie) chciał ujrzeć Was - swych ulubieńców, jako że w rodzinie, tylko wy na kalectwo wuja Ernesta patrzyliście przychylniejszym okiem. Fakt, że staruszek miał amputowane nogi i jeździł na podrdzewiałym wózku denerwował wszystkich... Jednak wy szczęśliwie, gdy zdarzało się, że rodzina była w komplecie, byliście przychylni wujkowi i traktowaliście go jako normalnego człowieka. Za to napewno jest wam wdzięczny do dziś. Wujek Ernest leży osamotniony w miejscowym szpitalu św. Patryka. Niedawno dojechaliście do Teherton opóźnionym autobusem z Laychesteru...

Gracze winni dostarczyć tu opis wyglądu postaci oraz ogólne dane, na tema zawodu, który wykonuje/wykonywała oraz o uczelniach na których odbywała nauki. To tyle, historie mile widziane, aczkolwiek niekonieczne. Po przeczytaniu wprowadzenia możecie mieć wrażenie, że jesteście bardzo spokrewnieni, jednak tak nie jest. Jesteście powiązani jakimiś więzami krwi, jednak baaaardzo odległymi, jako że wasi przodkowie pochodzą naprawdę z rozmaitych stron europy.


Ostatnio zmieniony przez MANJAK dnia Śro 19:03, 05 Kwi 2006, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dark Storm
Gracz
Gracz



Dołączył: 09 Mar 2006
Posty: 249
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Ni stąd, ni stąd.

PostWysłany: Pią 15:29, 17 Mar 2006    Temat postu:

Otto von Kapp

Szyny z wolna ustępowały strudzonym i spoconym kołom z żelaza, a odgłos tysięcy zarówno malutkich, jak też i tych większych, trybików, śrub, a także innych mechanizmów, uderzało w ziemię z iście Tytanią mocą. Jakże cichy był ten pociąg, gdy wszystko wokoło wrzało i grzmiało. Pioruny z iście diabelską mocą uderzały gdzieś w oddali, a straszliwie głośny ryk tych okropnych mocy natury roznosił się po całej najbliższej okolicy. Niebo płakało nad ciemnym niebem, pod gęstymi chmurami, które przysłaniały całkowicie niesamowicie jasny księżyc, ogromny, bo w pełni, jakiej zdawało się nigdy nie widzieć. Nie było widać gwiazd, bo i jak w taką czarcią noc? W tej swoistej ostoi ciszy, jakim była pędząca w okrzyku żelaza maszyna, skrzypienie drzwi nie roznosiło się więc większym echem, jak było też choćby z krokami ludzi, którzy niespokojnie, w środku tej nocy, przemijali pociąg w poszukiwaniu toalet, lub też - co bardziej zastawieni na tryb nocny - swoich sypialń schowanych pieczołowicie po wagonach okutych krzyczących w czasie jazdy żelastwem. Jako malusieńka ostoja w tych przerażających ciemnościach, przygasające światło ostatku palącej się już całe godziny świeczki roznosiło się niemrawo po pomieszczeniu. Odpierała i odpierała ona tak zawzięcie swych zbliżających się z każdą chwilą przeciwników, że utworzyła wokół siebie nieduży krąg czystej przestrzeni, który wciąż niknął pod napierającym ze wszystkich stron wrogiem; nieugiętym, a jakże potężnym. Te światło malutkiego płomyczka skwapliwie dawało wygląd siedzącemu tuż przy mężczyźnie. Cały stoliczek przymocowany do okna był wypchany stosem zapisków wypisanych zmęczoną i znużoną ręką, która się jednak nie zatrzymywała, a tylko pisała i pisała kolejne czarne szlaczki z tuszu po pogiętych i zniszczonych karteczkach. Coś poruszyło się niedbale w ciemnościach na korytarzu, coś w podłodze zaskrzeczało, a ciche odgłosy stóp rozniosły się po całym chyba wagonie. Ukryte w malutkich okularkach osadzonych na haczykowaty nos oczy spojrzały szybko w okienko na zewnątrz pokoiku. Uśmiechnął się do siebie i szybko podszedł do drzwi na korytarz, po czym zasłonił bordowymi żaluzjami swoisty otwór w ścianie, który przeszkadzał mu pracować. Ten, już dojrzały, mężczyzna o przystojnym licu schowanym jednak pod zaniedbaną maską zapracowanego człowieka, lubił swój zawód, ale nie lubił, gdy ktoś mu przerywał. Tracił bowiem wówczas całą wenę i pomysły, co przejawiało się w każdej jego czynności; gdy już coś robił – robił to do końca. Palcem poprawił jeszcze jasne włosy opadające na czoło, które jednak z tyłu były krótkie, i wrócił do pisania czytając ostatnie zdanie. „Ciemna sylwetka przyskoczyła szybko do Marii, która próbowała wrzasnąć, lecz ze swoich ust wydała tylko cichy jęk, który ugrzązł jej w gardle, a który wykorzystał morderca do zadania śmiertelnego ciosu.”…

Otto, jak nietrudno chyba się domyślić, jest pisarzem powieści detektywistycznych, które to zajęcie bardzo go pochłonęło, choć do tej pory opublikował jedynie jedną książkę, która jednak swojego czasu została sławna na rynku w jego ojczyźnie - Austrii. Odniosła tak znakomity sukces, gdyż była właściwie pierwszą tego typu powieścią po Wojnie Światowej, która rozpętała się w 1914 i która zabrała Otta od matki, która wkrótce umarła na jakąś rzadką, dziwną chorobę na podłożu psychicznym, prawdopodobnie ów zaburzenia zostały spowodowane fałszywym listem o śmierci syna, który cudem jednak wyszedł jeszcze na froncie ze stanu krytycznego. Otto zaraz po wojnie powrócił do Habsburga, gdzie się wychował, i dopiero wtenczas usłyszał o śmierci jego kochanej matki, która po śmierci ojca tyle dla niego robiła. Zaczął studiować na tamtejszej renomowanej uczelni, która wykształciła już wiele sławnych osobistości, a do której uczęszczali szlachcice, jakim był chociażby sam Otto (choć ubogim po śmierci ojca). Zaraz po wzorowym ukończeniu studiów począł parać się różną pracą, a w wolnych chwilach, na swojej wiernej maszynie do pisania, zapisywał kolejne karty swej powieści, które to połączone w jedno, wysłał wkrótce do wiodącego w całym kraju wydawnictwa. Nie lubiąc nowych talentów, wydawnictwo nawet nie odpakowało paczki z książką, którą po kilku dniach odesłali z powrotem do Otta. Zawiedziony, ale nie zbity zupełnie z drogi, wysłał tą samą paczkę do taniego brukowca, który jednak zaczął publikować tą opowieść w odcinkach. Gazeta z tymi fragmentami stała się niesamowicie popularna; wydawało się, że już każdy mieszkaniec Habsburga z wypiekami na twarzy czeka tylko na kolejny numer gazety, a sami krytycy chwalili niesamowity styl pisarza i dziwne metafory, które jednak były tak pomysłowe, że czytelnik wręcz musiał czytać wszystkie z zapartym tchem. Niedługo po zakończeniu serii, jego książkę opublikowało wydawnictwo "Justrep", które zostało niedaleko po tym czynie, najbogatszym, bo najpopularniejszym, w kraju. Fortuna wróciła do ostatniego z rodu Kapp, który jednak zaraz po opublikowaniu powieści dostał dziwny list mówiący o śmierci dalekiego krewnego...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lena
Dowódczyni Straży
Dowódczyni Straży



Dołączył: 30 Mar 2006
Posty: 28
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Oława

PostWysłany: Sob 23:59, 01 Kwi 2006    Temat postu: Erin Bird

Erin Bird

Młoda rudowłosa lekarka w pośpiechu badała nowoprzybyłego pacjenta, który niespokojnie łypał na nią. Z ogromnym trudem łapał powietrze a jego sina twarz zdradzała ból i strach. Kilka razy otwierał usta aby coś powiedzieć, ale wydobywał się z nich przeciągły jęk.
- Proszę zawłoac prawdziwego lekarza – wydyszał wreszcie do badającej go lekarki – Ja umieram.
- Do śmierci panu jeszcze panu daleko, ma pan stan przedzawałowy. Niepotrzebnie pan panikuje. A w odpowiedzi na pana prośbę… - powiedziała zawieszając stetoskop na szyi i wypisując zlecenie dla pielęgniarki dokończyła – Ja jestem lekarzem, więc proszę się uspokoić i oddychać głęboko.
- Panienka ma być lekarzem?! – powiedział całkiem swobodnie, zapominając o tym, że jeszcze przed chwilą nie mógł nabrać oddechu – To chyba jakaś kpina! Panienka jest jeszcze dzieckiem! Pewnie dopiero skończyłaś liceum, prawda?!
- Pochlebia mi pan odejmując mi tyle lat – odparła lekko rozbawiona – Proszę mi wierzyc, naprawdę skończyłam medycynę na uniwersytecie bostońskim.
Do pokoju wszedł straszy, siwy mężczyzna o ciepłym wyrazie twarzy. Spojrzał przez ramię rudowłosej dziewczyny na kartę chorego i na zlecenie. Uśmiechnął się promiennie do leżącego na kozetce mężczyzny a na odchodnym szepnął do uch lekarki „Brawo Erin”. Ona zaś delikatnie się uśmiechnęła i odpowiedziała „Dzięki tato”.

Gdy Erin wyszła z sali nieufnego pacjenta poszła do pokoju lekarzy. Powitała ją ogólna salwa śmiechu. Nie mogąc się opanować również wybuchła śmiechem. Reakcje większość jej pacjentów były bardzo podobne do zachowania starszego pana ze stanem przedzawałowym. Trudno im się dziwić, bo Erin była wyjątkowo młodym lekarzem. Ukończyła już studia, odbyła staż, zrobiła specjalizację z interny choć miała zaledwie 26 lat. To wszystko było zasługą jej ojca, który widział w córce doskonałego kontynuatora rodzinnej tradycji lekarskiej. Dziewczyna nigdy nie chodziła do zwykłej szkoły. Kiedy mieszkali w Irlandii miała ona prywatnych nauczycieli, którzy wiele szybciej niż w szkole przerobili z nią cały materiał nauczania. Ze względu na to, że jej ojciec otrzymał propozycję pracy w Bostonie, wraz z całą rodziną przeprowadziła się tam w wieku 16 lat. Udało jej się dostać na tamtejszy uniwersytet medyczny i ukończyć go już w wieku 21 lat. Erin nie była cudownym dzieckiem. Była całkowicie normalnym szkrabem. Swoje wykształcenie zawdzięczała ojcu, który chcąc dla niej jak najlepiej zatrudniał najlepszych nauczycieli w Europie. Dziewczynka doskonale rozumiała jak wielki obowiązek na niej ciąży i wywiązywała się z tego wzorowo. Zawdzięczała to swojemu uporowi, wojowniczości i zawziętości. Te cechy charakteru podkreślały jeszcze bardziej jej ognisto-rude włosy zawsze związane w gruby warkocz. Łobuzerski wygląd jej twarz zawdzięczała piegom na nosie i intensywnie zielonym, wciąż roześmianym oczom. Imię Erin w języku irlandzkim oznaczało „pokój”. To określenie kompletnie do niej nie pasowało, ponieważ była ona niespokojnym duchem, było jej wszędzie pełno. Jej wojownicze nastawienie również stanowiło przeciwieństwo jej imienia. Zawsze wie czego chce i stara się to osiągnąć. Doskonale zdaje sobie sprawę ze swoich wad, ale zna też ich wartość w teraźniejszym świecie.
Teraz pani doktor Erin Bird pracowała w bostońskim szpitalu św. Marii wraz ze swym ojcem. Mimo młodego wieku wiele już widziała. W czasie wojny była lekarzem polowym na froncie. Zgłosiła się tam dobrowolnie mimo wielu sprzeciwów rodziny i generalicji wojska. Ratowała życie żołnierzy, była przy konających, wysłuchiwała ich ostatniej spowiedzi z tego co zrobili a co chcieliby zorobic. Gdy wróciła do domu pracowała w szpitalu. Obserwowała jak rodzi się nowe życie, pomagała chorym. Kochała pracę lekarza, ale szpitalne życie zaczynało ją nudzić. Potrzebowała odmiany…
Powrót do góry
Zobacz profil autora
MANJAK
Mistrz Gry
Mistrz Gry



Dołączył: 09 Mar 2006
Posty: 224
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Oława/Wrocław

PostWysłany: Śro 19:54, 05 Kwi 2006    Temat postu:

Zanim Erin wyruszyła z Ameryki otrzymała list od kuzyna. Otto zawiadomił ją, że przybędzie on czwartkowym, popołudniowym pociągiem wprost do Teherton. Jako że dla Erin, pracującej w Ameryce, podróż na wyspy była dosyć ciężka, młoda lekarka przybyła do Teherton kilka dni przed Kapp'em, aby nabrać sił i wynająć jakiś pokój w miejscowym hotelu.

Erin wynajęła pokój w średniej klasy hotelu "Hank & Stewart", który może się poszczycić mianem najlepszego hotelu w całym Teherton - w końcu jest on jedynym hotelem, jaki w tej zapyziałej mieścinie można było uświadczyć. Od razu po przyjeździe na miejsce pragnęłaś odwiedzić ukochanego wuja Ernesta, jednak w głębi duszy obiecałaś sobie, że odwiedzisz go tylko i wyłącznie z Ottem. Wiedziałąś, że zależy mu na wizycie tak samo jak tobie.

Po niespełna dwóch dniach flegmatycznego oczekiwania na kuzyna, zjawił się, tak jak obiecywał w liście, na stacji Teherton West. Nieobeszło się bez sentymentalnego uścisku, wkońcu nie widzieliście się już tyle czasu!

Jeszcze tego samego dnia, o 15:30 Otto był już zakwaterowany w tym samym hotelu. Nadszedł czas odwiedzin... Cóż, biedny wujek Ernest, on umiera...

-Paskudna pogoda, jak zawsze, tylko u nas! - pretensjonalnie rzucił Wam, gdy wychodziliście z hotelu, jakiś młody chłopak o kruczoczarnych włosach pilnujący drzwi. Poraziła was czerwień jego munduru służbowego, który obszyty był pozłacanymi pasami. Szpital św. Patryka, jak dowiedzieliście się od wypytanych przechodniów, mieścił się dwie przecznice na wschód od hotelu Hank & Stewart. Gdy już dotarliście na miejsce, oczom waszym ukazał się ordynarny szpital. Wielki, zwalisty budynek zbudowany z pomarańczowej, ubrudzonej cegły. Spośród wielu budynków, które w miejskiej strukturze go otaczały on zdawał się być najestetyczniej wyglądającym. Wejście do niego stanowiły masywne drewniane, wrota obite metalowymi klepkami. Uporczywy deszcz przybiera na sile, wasze ubrania mokną, mokną...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lena
Dowódczyni Straży
Dowódczyni Straży



Dołączył: 30 Mar 2006
Posty: 28
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Oława

PostWysłany: Śro 20:15, 05 Kwi 2006    Temat postu:

Erin
Spoglądam na Otta, na swoje moknące ubranie i znów na Otta.

- Może wejdziemy już do środka? Zaraz nie pozostanie na nas sucha nitka. Chodźmy już.
Mówiąc to łapię Otta za rękę i ciągnę za sobą w kierunku wejścia do gmachu szpitala.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dark Storm
Gracz
Gracz



Dołączył: 09 Mar 2006
Posty: 249
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Ni stąd, ni stąd.

PostWysłany: Czw 16:18, 06 Kwi 2006    Temat postu:

Otto

Nie opierając się dalej kuzynce, pozwalam, by wciągnęła mnie wprost do budynku. Nienawidzę szpitali. Są takie... hermetyczne. Hermetyczne jak moje myśli, gdy wracają do ojca i do lekarzy, którzy próbowali go odratować. "Panie Jacob! Nie umieraj pan! Panie Jacob!" - Te krzyki pełnych nadzieji lekarzy utwkwiły w mej dziecięcej, pełnej szaleństw psychice i zakorzeniło się aż po rdzeń osobowości na której wyrastałem. Ta straszliwa scena, gdy lekarze dowiedzieli się na co ojciec choruje... te spalenie jego pustego ciała... pełna oblębu, wciąż ta sama, śniła się wielokretnie podczas okropnych koszmarów, a także przychodziła na jawie gdy byłem jeszcze nastolatkiem. Teraz, po wojnie, wydaje mi się, że do pełnego dziwów roku 1914 nie widziałem jeszcze niczego okrutnego.

Z tego to powodu jestem dość oschły dla młodej Erin. Zawsze lekarz w moich oczach maluje się jak wstrętny kłamca... jedynie ze względów rodziny mogę uwierzyć kuzynce, która już od tego pierwszego razu, gdy jako dzieci zobaczyliśmy się w Turynie, wydawała się pełna dobroduszności, a jednocześnie konsekwentna i roztropna w swych czynach.

(Możecie pisać kursywą? Klyyymat.)
(tylko kwestie. poza tym lepiej się czyta jak jest normalnie. ale co o tym sądzi Lena jeszcze?)
Powrót do góry
Zobacz profil autora
MANJAK
Mistrz Gry
Mistrz Gry



Dołączył: 09 Mar 2006
Posty: 224
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Oława/Wrocław

PostWysłany: Czw 19:37, 06 Kwi 2006    Temat postu:

Przeczłapując przez dosyć pokaźną kałużę tuż przed wrotami wreszcie wchodzicie w ten 'przybytek zdrowia'. W oczy rażą was paskudnie zielone kafle, którymi pieczołowicie wyłożone są ściany. Podłoga zaś jest schodzona, wygląda, że była kiedyś białym, ładnie się prezentującym piaskowcem o szklistej powierzchni. Zaraz po wejściu waszym oczom ukazuje się recepcja: dwie, krzątające się tu i tam za wielkim drewnianym blatem, pielęgniarki nieustannie trajgotające coś do siebie, przerzucające sterty papierów - to chyba porządki... Wreszcie gdy w tej krzątaninie dostrzegają wasze przemokłe postacie, obrzucają was współczującym spojrzeniem, po czym uprzejmie witają:
-Dzieńdobry, czym mogę służyć... - odzywa się jedna z nich, wysoka brunetka nienagannej urody - ...państwo z wizytą? - dodaje nagle jakby wyczytałą z waszych posępnych oczu tą informację. Druga pielęgniarka skłoniła się wam co prawda, jednak w dalszym ciągu porządkuje papiery przekładając je z jednej szuflady do drugiej.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lena
Dowódczyni Straży
Dowódczyni Straży



Dołączył: 30 Mar 2006
Posty: 28
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Oława

PostWysłany: Pią 19:02, 07 Kwi 2006    Temat postu:

Erin

-Oh, witam. Przyszliśmy w odwiedziny do naszego wuja, Ernesta Colemana. Jak on się czuje?

Mówiąc to, spoglądam niespokojnie na Otta. Ściskam mu delikatnie ramię, aby dodac otuchy.

(A z tym czy pisac kursywą czy inaczej to mi obojętne, ja się dostosuję)

[niezapominajcie o dodawaniu '-' myślnikó przy wypowiedziach. Postarajcie się pisać tak jakbyśmy tworzyli wypowiedzi książkowe.]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
MANJAK
Mistrz Gry
Mistrz Gry



Dołączył: 09 Mar 2006
Posty: 224
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Oława/Wrocław

PostWysłany: Sob 18:38, 08 Kwi 2006    Temat postu:

Ta domyślna pielęgniarka powtarza imię i nazwisko wuja...
-Ernest... Coleman... C, C, C, aaaacha! - niemal wykrzykuje wyciągając znalezioną pośród bałaganu kartę pacjenta, jednak spuszcza z tonu, gdy rzuca jej pobieżne spojrzenie - ...cóż, leży w sali 36 na drugim piętrze. - mówiąc to wskazuje wam palcem zaułek korytarza, na końcu którego widać skręcające schody. Nieczekając na waszą reakcję wraca spowrotem do tych paskudnych papierów...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lena
Dowódczyni Straży
Dowódczyni Straży



Dołączył: 30 Mar 2006
Posty: 28
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Oława

PostWysłany: Sob 19:10, 08 Kwi 2006    Temat postu:

Erin

-Ah... Dziękuję... - zdegustowana patrzę na pielęgniearkę. W moim szpitalu nie miałby prawa bytu taka sytuacja: bałagan, komletny brak organizacji i ignorancja. Jak można tak potraktowac gości?! Pytałam się jak wuj się czuje, ale widzę, że dobre wychowanie nie leży w usposobieniu brytyjskich pielęgniarek. Nawet w Dublinie w szpitalu, w którym pracował ojciec było absolutnie inaczej! Oh! Nie lubię Wielkiej Brytanii! - Otto? Czy możemy iśc do wujka?

Mimo, że wiele razy widziałam chorych i umierających pacjentów, ale osoba leżąca w sali 36 nie była zwykłym pacjentem a osobą mi bliską. Na samą myśl o tym biednym staruszku leżącym samotnie w szpitalnej sali, serce niespokojnie tłukło mi się w klatce piersiowej.

- To co, Otto? Ruszamy? - ptam ze sztucznym uśmiechem, którym chcę zamaskowac mój niepokój i... strach.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lena
Dowódczyni Straży
Dowódczyni Straży



Dołączył: 30 Mar 2006
Posty: 28
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Oława

PostWysłany: Czw 20:08, 13 Kwi 2006    Temat postu:

Erin Bird

Chwytam Otta pod rękę i ruszam z nim w stronę pokoju wuja. Zaczynam się obawiać o Otta, ponieważ od wejscia do szpitala nie odezwał się słowem mimo, że kilka razy zadawałm mu pytania. Może to rodzaj srachu? Gdzie jest ten pokuj wuja?!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
MANJAK
Mistrz Gry
Mistrz Gry



Dołączył: 09 Mar 2006
Posty: 224
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Oława/Wrocław

PostWysłany: Czw 20:34, 13 Kwi 2006    Temat postu:

Przypominasz sobie co powiedziała pielęgniarka "drugie piętro, sala 36" - bezproblemowo odnajdujesz schody, po któych dostajesz sięna to piętro wraz z kuzynem. W szpitalu unosi się zapach lizolu. Drażni on głównie Otta, gdyż nie przywykł on do tego typu zapachu, zdawał mu się obcy. Gdy dochodzicie do sali 36, któej drzwi są przymknięte, słyszycie zza nich rozmowę. Wuj chrapliwym, osłabionym głosem bardzo cicho rozmawia z... trudno w to uwierzyć, ale gdy otwieracie drzwi i wślizgujecie się do środka, na stołku obok łóżka wuja widzicie swego kuzyna Shawn'a Perkins'a! Chłopak wyrósł, od kiedy ostatni raz sięwidzieliście, wychodziło na to że teraz ma ze 26 lat. Na twarzy nic się niezmienił, dlatego rozpoznaliście go tak szybko - cemno brązowe, zmierzwione włosy (nigdy nie traciłczasu na doprowadzanie ich do porządku), trochę niedogolony mężczyzna, o całkiem przystojnej twarzy i jak nieraz mieliście okazję się przekonać... manierach. Wujowi, który wygląda jak siódme nieszczęście oczy rozbłsły, gdy weszliście do sali. Nie ma w niej nikogo poza wami i starym Ernestem, więc czujecie siędosyć swobodnie. Może specjalnie został umieszczony w samotnym pomieszczeniu, ze względu na jego stan zdrowia? Niewiadomo. Wuj wyciąga do was swą lewą dłoń, gdyż do prawej ma wprowadzoną kroplówkę. Strasznie osiwiał, twarz jego przecięło wiele zmarszczek, a z powodu wycieńczenia organizmu schydł niemiłosiernie. Z pewnym niepokojem i utęsknieniem odzywa siędo was: Moi mili! Moje kochane dzieciaki... <ekhem, ekhem> (odkaszluje boleśnie) Niewidziałem was dawno, dawno bardzo... - wujek przerywa jakby kalkulując lata, które mu minęły bez was. Patrzy gdzieś w dal, jakby zapomniał gdzie się znajduje, nieodzywa się. Tymczasem Shawn wstaje i wita się Ottem uściskiem dłoni, a Erin całuje w policzek: -witajcie... przykro, że takie okoliczności sprzyjają naszemu spotkaniu. - spuszcza nieco głowę i przeciera swe niebieskie oczy, które wyglądają na strasznie zmęczone. - wiecie, że to już niedługo... niedługo wujek odejdzie od nas.. - przerywa spoglądając na was, oczekując jakby słowa otuchy... -Wujek teraz traci świadomość, chwilę ze mną rozmawiał, ale widzicie - wskazuje na zamroczonego wujka patrzącego gdzieś w sufit. -tak mu się teraz robi.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lena
Dowódczyni Straży
Dowódczyni Straży



Dołączył: 30 Mar 2006
Posty: 28
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Oława

PostWysłany: Czw 20:50, 13 Kwi 2006    Temat postu:

Erin Bird

Spoglądam na wuja... a raczej na to co z niego pozostało. Niewypowiedziany żal ściska moje gardło przez co jest mi ciężko cokolwiek powiedzieć, dlatego podchodzę tylko do łóżka i głaszczę siwą głowę wuja. Gdy udaje mi się wreszcie opanować emocje odwracam się do kuzynów.
- Jak długo jesteś już przy wujku? Wyglądasz na bardzo zmęczonego. - zwracam się do Shawn'a, zdobywam się nawet na delikatny uśmiech.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dark Storm
Gracz
Gracz



Dołączył: 09 Mar 2006
Posty: 249
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Ni stąd, ni stąd.

PostWysłany: Pią 10:43, 14 Kwi 2006    Temat postu:

Otto

Mimo tych wszystkich okropieństw, jakie w swym krótkim życiu zobaczyłem i nawet dotknąłem, trudno mi chować przerażenia i smutku, gdy wuj... tak, ten ukochany wuj! Jakiż on był dobry dla wszystkich! Jeszcze jako dzieciak... ha! Jeszcze jako dzieciak zawsze dostowałem jakiś cenny prezent, gdy nas odwiedzał! Zawsze wtedy rzucałem mu się na szyję... potem? Potem była ta straszliwa wojna bełna skrajnych dziwactw łączących się w dziwocie ze swoim szaleńczym wybuchem... a teraz ten kochany wuj, którego tak uwielbiałem, leży tracący zmysły, podłączony do jakiejś szpitalnej aparatury...

- Main Got! - Wyrywa mi się trzymając pod powiekami łzy. Gdy Erin rozmawia z Shawnem, to ja podchodzę do wujka i klękam obok jego wolnej ręki. - Wuju! Pamiętasz mnie jeszcze! To ja! Otto! Och, kochany wuju! Nikt mi już drogi prócz ciebie nie zostął na tym świecie! A obiecałem sobie w lato cię odwiedzić...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
MANJAK
Mistrz Gry
Mistrz Gry



Dołączył: 09 Mar 2006
Posty: 224
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Oława/Wrocław

PostWysłany: Pią 12:08, 14 Kwi 2006    Temat postu:

Shawn ponownie przeciera oczy i nieco śmielszym głosem odpowiada: Jestem przy Erneście jakieś dwa dni... - po czym wzdycha dosyć osobliwie i wbija wzrok w podłogę wyłożoną biało-zielonymi kafelkami. Wujek, gdy posłyszał głos Otta, wyrywa się z chwilowej utraty świadomości i obracając głowę w twojąstronę jakby próbuje ci cośpowiedzieć. Porusza ustami, jednak nie może wydać dźwięku. Wkońcu po chwili mamrotania udaje mu sięwymówić jedno zdanie: Zabierzcie spod prześcieradła... to... pudełko... - wuj przymyka oczy jakby opadając z sił. Wuj wolną ręką wysuwa spod lewej krawędzi prześcieradła zaśniedziałe, miedziane jak mniemasz pudełko. Po tym jak dla niego okrutnym wysiłku opuszcza rękę na łoże. Pudełko jest ciekawie zdobione, rozmaitymi zawijasami i liniami. Wygląda niemalże jak papierośnica. Ma kwadratowy, owalny na rogach kształt i miejscami połyskuje jak całkiem nowe. Shawn spogląda na to pudełko ze zdziwieniem i przykuca przy łożu wujka: A... Co to jest? - zapytuje zdumiony tym drobiazgiem.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Kuźnia RPG Strona Główna -> Zew Cthulhu Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

Skocz do:  

Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001 phpBB Group

Chronicles phpBB2 theme by Jakob Persson (http://www.eddingschronicles.com). Stone textures by Patty Herford.
Regulamin