Forum Kuźnia RPG Strona Główna Kuźnia RPG
Forumowe sesje RPG wszelkich systemów i settingów
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy     GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

'Dreaming' - postacie

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Kuźnia RPG Strona Główna -> World of Darkness
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mort
Nowicjusz
Nowicjusz



Dołączył: 10 Mar 2006
Posty: 99
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: polskie Ankh-Morpork

PostWysłany: Sob 18:21, 15 Kwi 2006    Temat postu: 'Dreaming' - postacie

sir Ignacio Serhidiani

Klan: Tremere
Urodzony: 1455r.
Przemiana: 1500r.
Postawa: Tetryk
Znany jako: Papa Serhidiani



Charakter i historia: Obecnie sir Serhidiani jest już wyłącznie figurantem na stanowisku Ojca mafii. Jako wieczny cynik nie jest w żadnym wypadku uległy i słaby, a raczej bez chęci do dalszej egzystencji. Blisko pięć lat temu po brutalnym wymordowaniu połowy rodu Serhidiani, Ignacio popadł w bezdenną apatię, której odbicie znajdujemy teraz w poczynaniach mafii. A ta niestety upada rozdzierana stopniowo poprzez mniejsze, które szukają już umocnień swoich granic. Niegdyś najpotężniejszy na Brooklynie mafijny dom, obecnie stanowił zaledwie kilka ulic, przecznic i park. Sędziwy wampir, mimo iż potężny, stracił już chęci do kontynuowania mafijnej działalności i pogrążył się w obojętności. Pozwolił by właściwą władzę nad domem Serhidiani sprawowali najwierniejsi ludzie. Ci stopniowo prowadzili zwady i kłótnie, pogrążając mafię w finansowych zobowiązaniach i niedostatku. To co było bogactwem Ignacia przez blisko dwadzieścia lat, jego porucznicy roztrwonili w ciągu niecałych dwóch. Podczas rozmowy, Ignacio należy do najtrudniejszych patrtnerów. Odpowiada warknięciami i pomrukami, które rzuca sobie pod nosem. Lubuje w czarnym humorze i cierpkiej ironii, która od lat niepokoiła Ojców sąsiednich mafii. Teraz jednak Serhidiani stracił autorytet i nie jest już tak poważany. Nikt prócz niego nie wie, że sir Ignacio nie próżnował przez pięć lat swej apatii. Jego myśli zaprząta zemsta na mordercy swego rodu, kto nim jednak jest pozostaje tajemnicą. Podejrzewać można każdego, jedno jest jednak pewne... musiał być wielkim profesjonalistą...

Wygląd: Ignacio dawno przestał już dbać o swój wygląd zewnętrzny. Obecnie nosi się jako zaniedbany starzec z licznymi fobiami i lękami. Posiada pokaźnych rozmiarów, siwą brodę i przymglone spojrzenie, które emanuje szarością. Jego szaty nigdy nie były zbyt gustowne. Są to najczęściej wychodzone marynarki i garnitury.

Motto: "Jeśli nie jesteśmy godni zabijać, nie róbmy tego, gdyż spotkać się w przyszłości możemy z podobnym objawem niewiedzy i zostać przezeń uratowanym"


Ostatnio zmieniony przez Mort dnia Nie 10:26, 16 Kwi 2006, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dark Storm
Gracz
Gracz



Dołączył: 09 Mar 2006
Posty: 249
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Ni stąd, ni stąd.

PostWysłany: Sob 20:51, 15 Kwi 2006    Temat postu:

Andre von Vogelberg

Klan: Malkavian.
Urodzony: 1714 r.
Przemiana: 1740 r.
Postawa: Cynik.
Znany jako: Okrutnik.



Bal trwał w najlepsze. Swoim przepychem zaskakiwał nawet najbardziej ekstrawaganckich gości, którzy nie mogli wprost oderwać oczu od bogactw tej sali balowej. Kryształowe żyrandole zawieszone pod wysokim sklepieniem olśniewały swym kunsztem wykonania, ale tylko do czasu, gdy ujrzało się same sklepienie wspaniale przyozdobione wielkimi, pięknymi scenami rajskimi wymalowanymi chyba przez najznakomitszego malarza. Trwały tam dziecięce aniołki, chór złożony ze świętych, a nawet sam Bóg w postaci mądrego starca, którzy razem wyglądali zza chmur w radości, szczęściu oraz samej, jakże prostej wieczności. Patrzyli chyba oni wszyscy na wirujące we wspaniałym tańcu pary, które bawiły się na błyszczącym i lśniącym pięknem lodu parkiecie, który był przepełniony do końca ludźmi bawiącymi w radosnym uniesieniu. Światło, jakie biło od skrzących się poświat masek przywdzianych specjalnie na tą okazję, raziło w oczy każdego nowoprzybyłego, a mimo, iż goście już ledwo co mieścili się w sali, to wciąż przybywali kolejni. Kolejne, nieznajome twarze, bo ukryte pod różnorakimi maskami będącymi karykaturą ludzkich uczuć i dobrodziejstw piękna człowieczego, kręciły koła wokół siebie, przechodziły pod majestatycznymi tunelami stworzonymi z rąk oraz tworzyły znakomite kolumny, które przeskakiwały po parkiecie niby same pionki szachowe, pod muzykę, która potrafiła trafić chyba do każdego serca.

- Andre!

Jakże wspaniały jest ten bal, gdy wszystko inne mroczne i posępne jak pole bitwy! Szara codzienność! Aż szkoda żyć w momentach brutalnej rutyny!

- Andre!

Cudownie znaleźć się na takim balu! Zostać oszołomionym tymi kolorami; tym pięknym blaskiem! Odpocząć od dnia wczorajszego i wejść z uśmiechem w kolejny poranek, jaki…

- Andre! Andre, mój drogi, co z tobą? Wyglądasz bardzo… dziwnie. – Kobieta złapała go za ramię. To była istotnie Ellene. Och, Ellene. Była zaiste piękna ponad miarę. Jej kruczoczarne włosy spływały z wdziękiem do chudych ramion, zahaczając wpierwej o jej twarz wyrzeźbioną chyba na wzór anielski, którą teraz zasłaniała miedziana maska. Chyba ku jej przeciwieństwu nie posiadała ona żadnego uśmiechu, a jedynie wyraz przedstawiający to zatrwożone, to mieszane uczucia – trudno było z niej cokolwiek odczytać.

Szlachcic był w niej zauroczony już odkąd pierwszy raz ujrzał ją na podobnym balu kilka tygodni temu. Oczarowała go nie tylko swym boskim wyglądem, ale też niebanalnym poczuciem humoru wynikającym z wielkiego intelektu kobiety. Och, trudno teraz o takie, nawet na dworze królewskim! Nie warto było tracić okazji.

- Andre! Mój miły, chciałam cię uszczęśliwić, a tyś jakiś nieswój. Źle się uczujesz? – Spytała z wielką troską. Zapewne jej wspaniała twarzyczka musiała mieć teraz wyraz swojej karykatury na masce, gdyż rzeczywiście kochała go, jak jeszcze nikogo w życiu.

- Źle? Nie daj miły Bóg! Nigdy się tak dobrze nie czułem! – Krzyknął rzeczywiście rozpromieniony radością. – A cóże chcesz mi zaproponować, moja słodka Ellene? – Spytał z szerokim uśmiechem.

- Wyjdźmy proszę do ogrodu; chcę… zacieśnić naszą miłość. Tak, abyśmy pokonali… kolejny krok w naszym miłowaniu. – Wyrzekła mu wprost do ucha. Andre nagle zaczął podenerwowany podkręcać wąsa – było w tym bardzo dużo wojskowego figlarstwa, jakie wyniósł nawet tak szlachecki pan z licznych wojen, jakie toczyła w ostatnich czasach kochana Austria.

- Jakiż mężczyzna nie przystałby w twoją prośbę, ma droga? – Spytał podejrzliwie, a z jeszcze szerszym uśmiechem. Ten dzień jest wspaniały… a może będzie jeszcze wspanialszy?

Ona jednak już nie słuchała, gdyż już zniknęła w tym kolorowym tłumie przedzierając się między tańczącymi w kierunku wielkich wrót do ogrodu królewskiego. Było w jej ruchach niesamowite błogosławieństwo i powaga, więc von Vogelberg patrzył na nią okrutnie rozkochany. Wzniósł kielich pysznego wina wprost pod oczy i wejrzał w niego z uśmiechem.

Jakże wiele było męskich opinii o podobieństwie kobiet do wina! Wiele zarówno trafnych, jak i też tych mniej prawdziwych. Ci starsi, co przebyli już wieku kwiat radosny, głosili, że „kobieta jak wino – czym starsza tym lepsza”. Nie wiadomo, ile w tym stwierdzeniu prawdy, bo sam pan Andre nie przekroczył jeszcze nawet lat trzydziestu, a nie śpieszyło mu się tak bardzo do czasu, gdy będzie musiał niańczyć gromadę wnuków, ale jak znając przykry żywot – starsi mówili tak tylko z tego powodu, że już czasu, zupełnie jak rzeki, nie zawrócą. Ci bardziej rubaszni i figlarscy żartobliwie na to odpowiadali, zupełnie na przekór starszym „kobieta jak wino – czym starsza tym droższa”. Nie miał jak się o tym przekonać Andre, bo mimo iż przez dłuższy czas bez jakiejś szczególnej kobiety, to jednak nie pochwalał krótkich miłostek i romansów do których przyzwyczaiła go sama królowa. Inni zaś, bardziej kochliwi, prawili, iż podobieństwo kobiety do wina polega na zawróceniu mężczyźnie w głowie. Oj, z tą niewątpliwą prawdą natomiast mógł się zgodzić! Czym prędzej pobiegł za swoją wybranką serca.

Siedzieli tak wpatrując się w wielki, jasny księżyc otoczony wieloma gwiazdami na bezchmurnym niebie jeszcze dłuższy czas. Oparci o siebie w miłości, w bezruchu. Jakże pięknie jest ujrzeć tak zakochaną parę! Jakże serce człowieka się raduje, iż na tym świecie nie żyją jedynie szubrawcy i zbrodniarze. Wiara w świat – ta nadzieja pokrzepia całe serce schorowanego świata! W końcu zaś szlachcianka odrzuciła nagle głowę na bok i położyła swą chudą dłoń na ramieniu mężczyzny.

- Czy chciałbyś być zawsze ze mną? Wiecznie? Tak, aby nasza miłość nie przeminęła przez wieki? Tak, abyśmy trwali w niej w pełni uwielbienia do siebie? – Spytała się, mocno dygocząc. Jak zauważył wbrew racjonalności Andre – zimno na dworze nie było; jedynie delikatny wietrzyk muskał nie opierającą się mu skórę, acz bardzo delikatnie i z wyczuciem – jak każe każdej sile natury etykieta na dworze królowej Marii Teresy.

- Nie przeminie! Nie da Bóg!

- Nie ma w tym Bóg ni słowa. – I rzuciła się pełna miłości i wdzięku w ramiona zaskoczonego szlachcica. Zaczęła ściskać jego szyję i pieścić ciało delikatnymi pocałunkami. Andre uśmiechnął się błogo, ale potem zaś… potem go naprawdę pocałowała.

Spod wykrzywionej w uśmiechu maski Andre wypłynęła cienka linia krwi.

Życie… życie jest tylko kompletną serią następujących po sobie wydarzeń, które prowadzą przez wszelkie dobrodziejstwa i trudy do jednego i tego samego. Koniec tego pasma irracjonalnych, bo wbrew logice, zdarzeń nazywamy zaś różnie, bo zależy to od bardzo ważnej kwestii w życiu każdego przeciętnego człowieka – religii jaką przyjmą nasi rodzice, lub którą sami w życiu dorosłym obierzemy. Wbrew wszelakim prawom mądrości religia w swej czystej postaci nie jest do końca masową iluzją dawaną zwykle głupcom przez wszelaki kler, ale często za ten podstawowy wybór, niezależny zwykle od nas, trzeba było przelewać krew w brutalnych wojnach, które w swej głupocie dążą jedynie do władzy i pieniędzy kapłanów lub też co inteligentniejszych żołnierzy. Właśnie! Wojna! Wszystko inne może przeminąć jak liść rzucony na wiatr, ale wojna zostanie zawsze taka sama. Jakże idealna i pełna dziwów w swej prostocie! Wystarczyło machać szablą na prawo i na lewo i szyć z muszkietów. I nie dać się zabić. Tak prosta zabawa nigdy nie może ulec zmianie, a jednocześnie może wystąpić jedynie w innych szatach. Szable kiedyś odeszły na rzecz samej broni palnej, a te – arkebuzy i krócice, zastąpiły wkrótce karabiny i broń artyleryjska, która mogła zostać udźwignięta przez ledwie co silnego człowieka. Same zaś wojska stały się bardziej… taktyczne, a tym samym wzrastała szansa na przeżycie poszczególnej jednostki. Cóż mi o życiu?


Charakter i historia: Za swojego dość krótkiego życia Andre był naprawdę pogodnym człowiekiem, mimo iż wystawionym wprost na wiatry smutku i rozpaczy. Kipił energią, był wesoły z każdego pięknego poranka, chociaż nie brak mu było widoku krwi i samej okropności wojny. Jakoś do niej przywykł. Do nieustającej masakry, której szanse na zrozumienie są równie małe, co odkrycie sensu życia i całego wszechświata. Otóż w wojnach nie ma logiki, jednakże można nauczyć się traktować ją tak, jakby ją posiadała w dość rozwiniętym stopniu. I tak brnąć przez wszystkie okrucieństwa; płacz, ból, krew i pożogę. Mimo wszystko Andre nie był zły, choć zrozumiał tą brutalną prawdę, którą skuwa cały świat w kajdanach okłamanego tabu.

Zaś po przemianie... stał się zupełnie innym człowiekiem - Jeśli jeszcze człowiekiem... Nie wiązało się to z nowym wcieleniem; nowym życiem, a raczej z nie - życiem. Dla swej kochanki mógłby przecież i w ogień skoczyć, więc czymże była wieczność czekająca groźnie, jeżeli u boku miał ją? Nie, to byłoby piękne. Natomiast tą piękność i dobro ktoś mu ją odebrał w brutalnym porywie na życie królowej. To był zaledwie rok po Przemianie. Francja, Hiszpania oraz Bawaria nie uznały samej sankcji pragmatycznej wydanego ku lepszymu panowaniu rodu Habsburgów i wszczęły wkrótce otwartą wojnę o tron królewny Austrii. Jak poznał szybko von Vogelberg, za wszystkim stali żądni potęgi wampirzy władcy, którzy po cichu podburzali ku sobie państwa. Te same moce, wkrótce po pierwszych przegranych bitwach, wynajęły asasyna, by zabił samą królową, gdyż wiadomo, iż bezkrólewie to prawdziwy chaos. To był zabójca profesjonalny... niemalże idealny. Jeśli nie służba i przysięga ku chronieniu Marii Teresy, teraz by Ellene wciąż trwała przy nim; w pełni szczęścia i radości. Tak jednak nie było.

Andre płakał nad nią całymi godzinami nie godząc się zupełnie z losem, jaki mu zgotował sam Bóg, który został przez niego, przez zwykłego szlachcica, splugawiony w słowach klątw! Potem jednak doszedł do siebie, jednakże przeszedł wtedy drugą przemianę. Ta była zdecydowanie groźniejsza niż nawet zamiana w wampira. Von Vogelberg stał się wtedy zupełnie oschły, zimny i bezlitosny. Postanowił ścigać mordercę, jednak ten zniknął niby jedna karta w mrokach biblioteki i już nie udało mu się go odnaleźć. Mimo to, swój nowonabyty charakter, zajął całą jego duszę, plugawiąc ją i doszczętnie niszcząc. Ku czemu ma przydomek "Okrutnik"? Raz, gdy jeszcze mafia była młoda, złapano dwóch Gangrelów z przeciwnej grupy - paskudnych anarchistów i buntowników; prostych debili jakimi nie warto się przejmować. Andre jednak przejął się. W swym lodowym porywie gniewu kazał ich pozostawić w swoistej sali tortur. Wkrótce do nich zszedł sam, a ich okrzykom pełnym bólu i przerażenia nie było końca nawet gdy wyszedł - całkowicie spokojny i opanowany.


Wygląd: Andre zachował swą urodę, choć wraz ze śmiercią Ellene została ona niejako... wypaczona. Wciąż często na jego twarzy maluje się uśmieszek, ale lodowaty i pełny ironii oraz samego czystego cynizmu. Wkrótce, przyzwyczajony do nowego wcielenia, próbował iść z duchem czasu kierując się brutalną prawdą wspomnianą jeszcze w 1740 przy winie, a która mu utknęła w pamięci: Czasu jak rzeki nie da się zawrócić. Szybko więc zaczął zmieniać ubrania wraz z panującą na świecie modą; jedynie jego włosy zostały takie, jak w XVIII wieku - długie, nieco kręcone, czesane na wzór panujący wtedy wśród bogatszej szlachty, które oprócz oczu przypominały mu o dawnym, spokojnym w swej prostocie, życiu.

Motto: "Jutro będzie tylko gorsze, więc naucz się czerpać radość z dnia dzisiejszego".
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kapitan Sowa
Strażnik kuźni
Strażnik kuźni



Dołączył: 09 Kwi 2006
Posty: 37
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nie powiem...

PostWysłany: Nie 10:22, 16 Kwi 2006    Temat postu:

John Davies

[link widoczny dla zalogowanych]

Klan: Ventrue
Urodzony: 1809
Przemiana: 1836
Znany jako: Gruby Johny
Broń: Para Coltów przy sobie oraz broń maszynowa trzymana w futerale na skrzypce (w jego mieszkaniu).

Charakter i historia: John urodził się 6 lutego 1809 roku w Washington. Rodzina Davies'ów była naprawdę bardzo bogata i znana ze swoich poltycznych i niekiedy przestępczych powiązań. Ojciec Johna, Wilhelm brał udział w wojnie o niepodległość Stanów Zjednoczonych. John zdobył naprawdę nienaganne wykształcenie i z łatwością obraca się wśród zamożnych elit. Już w wieku 19 lat zaczął wraz z dwoma braćmi kierować mini partią polityczną, znaną ze swoich przestępczych powiązań. John, który nigdy nie założył rodziny w całości poświęcił się polityce. Zawsze zachowuje się honorowo i ceni sobie zasady dobrego wychowania. Nigdy nie posunął się do skrytobójczych mordrestw (w przeciweństwie do Tony'ego oraz Malcolma, braci Johna). Jego życie odmieniło się po jego trzydziestych piątych urodzinach, suto zakrapianych w jego domu. Na przyjęciu był jego straszy brat (Tony) Pod wpływem nadmiaru alkoholu Johny zasnął pijany. Kiedy obudził się, dopadł go wielki głod. Głód krwi... -Witaj braciszku...- odezwał się głos za jego pleców. - Witaj w naszym gronie...Gronie wampirów...- jak się później okazało Tony został "zakażony" już w młodości. Zawsze chciał "przekabacić" Johna na swoją stronę i wreszcie mu się to dało. Zresztą Johny z czasem pogodził się w nowym losem. Razem z swoim starszym bratem (Malcolm został otruty przez zazdrosną żonę) dąży do wzrostu potęgi swojego klanu. W latach trzydziestych rozpoczęli prawdziwą mafijną - zajmowali się przemytem alkoholu i broni na niezmiernie szeroką skalę (zdjęcie przedstawiające Davies'a pochodzi właśnie z tego okresu). Jednak nowa natura nie zniszczyła w nim kawałka dobra - w ekstremalnych wypadkach decyduje się na zaatakowanie tylko osób złych, wręcz niegodziwych. Najczęściej udaje mu się powstrzymać głód krwi (ostatnio miał go ponad pół roku temu). Davies jest dość prostolinijny i kieruje się prostymi zasadami morlanymi. Nienawidzi zdrajców i fałszywców, jednak ceni przyjaźni i lojalność wobec drugiej osoby. W głębi duszy jest dobrym człowiekiem, a wrażliwość ukrywa pod maską obojętności i ironii.

Wygląd: typowy ubiór eleganta: spodnie, koszula, marynarka. Najlepszej jakości. Johny ma ciemne, wręcz kruczoczarne włosy. Nie zapuścił brody, lecz wąsy owszem. Ma słabość do typowo "gangsterskich" kapeluszy. Jest średnio wysoki (1,75 cm), lecz nadrabia to masą ciała (87 kg).

Motto: "Być zwyciężonym i nie ulec to zwycięstwo. Zwyciężyć i spocząć na laurach - to klęska".
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mort
Nowicjusz
Nowicjusz



Dołączył: 10 Mar 2006
Posty: 99
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: polskie Ankh-Morpork

PostWysłany: Nie 11:58, 16 Kwi 2006    Temat postu:

Woltor Jarocky

Klan: Gangrel
Urodzony: 1780r.
Przemiana: 1804r.
Znany jako: Dziecko Gór
Rasa: Słowianin
Postawa: Barbarzyńca
Broń: Potężny shotgun zwany "Naczelnym Gnatem Rodziny Serhidiani"



Charakter i historia: Jarocky należał do mafii od samego początku jej istnienia. Jest prekursorem ofensywnej strony Domu. Prawie zawsze stoi na czele zuchwałych napadów, czy wyłudzeń pieniędzy. Ma na koncie najwięcej brutalności wśród mafijnych synów. Jako człowiek jest nieziemsko porywczy i gwałtowny. Reaguje pod wpływem emocji, rzadko myśli zanim coś zrobi. Martwi się po szkodzie. Nienawidzi swojego przeciwieństwa w szeregach Domu Serhidiani - von Vogelberga. Uważa go za słabego i niegodnego stanowiska. Od lat knuje co do niego spisek, który ma pozbawić go sprawowanej władzy...

Wygląd: Jak na wiecznego raptusa wygląda dość schludnie. Nosi krótką brodę połączoną z wąsami i posiada kanciatą, twardą głowę, o której czoło obiły się już dziesiątki przeciwników. Jako słowianin jest potężnej postury (2,10 m) i tytaniej siły. Mimo swego nieokrzesania jest dość przystojny.

Motto: "Bij, zabij!"
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Kuźnia RPG Strona Główna -> World of Darkness Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

Skocz do:  

Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001 phpBB Group

Chronicles phpBB2 theme by Jakob Persson (http://www.eddingschronicles.com). Stone textures by Patty Herford.
Regulamin