Forum Kuźnia RPG Strona Główna Kuźnia RPG
Forumowe sesje RPG wszelkich systemów i settingów
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy     GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

"Lustro"

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Kuźnia RPG Strona Główna -> Dungeons & Dragons
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Keliah
Wredny Administrator
Wredny Administrator



Dołączył: 08 Mar 2006
Posty: 441
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Oława. Reaktywacja forum!

PostWysłany: Pią 21:50, 07 Kwi 2006    Temat postu: "Lustro"

Hrabia von Ditrick wyjrzał przez okno pędzącej karety. Strugi deszczu rozbijały się o murowane zabudowania ulic Wrót Baldura, niemal zagłuszając miarowe uderzenia końskich podków o bruk. Przemoczony woźnica w płaszczu czarnym jak noc zwolnił nieco, w miarę jak zbliżali się do miejsca przeznaczenia. Hrabia nadal czuł się zagubiony w gąszczu myśli i wątpliwości które jedynie komplikowały się w miarę jak parł do przodu by je rozwikłać. Wciągnął z kiszeni eleganckiego płaszcza dziwną, poszarpaną kartę która niecałe dwa dni temu znalazł pod drzwiami swej rezydencji. Pod żadnym względem nie przypominała tych typowych kart którymi szulerzy obrabiają co mniej bystrych chłopów w gospodzie – przedstawiała okute masywnym żelazem zwierciadło – Lustro… - szepnął cicho do siebie, po czym dodał zręcznie obracając ją między palcami – Co to oznacza mój przyjacielu? Ditrick przez chwilę wpatrywał się w widniejącej na drugiej stronie starannie napisanej inskrypcji, jakby ta mogła udzielić mu jakiejś odpowiedzi. – Panie, dojeżdżamy do włości markiza Tideshaft'a. – odezwał się ochrypły głos woźnicy, z trudem przebijający się przez hałas nawałnicy. Hrabia ponownie wyglądnął na ulice. – Skręć tutaj, w tą alejkę – krzyknął po niedługiej chwili namysłu, a właściwie pod impulsem chwili – Ale panie… droga do markiza wiedzie przecież prosto. – Rób co mówię! – odwarknął hrabia, wyraźnie oburzony taką nonszalancją sługi. Kareta ostro skręciła w wąską uliczkę otoczoną przez dwie strzeliste kamienice, nachylone przez czas niczym podstarzałe olbrzymy. Podróż niebawem musiała się skończyć, kiedy kamienny mur wyrósł przed powozem. Woźnica strzelił lejcami zatrzymując konia. Zwierze wciąż niespokojnie grzebało kopytem w brukowym kamieniu, prychając na zimnych strugach deszczu lejących się z rozwścieczonego, burzowego nieba. Hrabia okryty płaszczem z typową szlachecką elegancją wyszedł na pełne kałuż ulice. Ominął rynsztok zapinając płaszcz i niedbale rzucając do woźnicy – Czekaj na mój powrót. W przeciwnym rogu alejki powitały go wypaczone drzwi od starej kamienicy i komicznie wręcz wyglądająca drewniana tabliczka. Ktoś nabazgrał na niej coś na kształt alchemicznego kotła z dopiskiem "Akertos – mag, mistyk i alchemik". Wśród wielu laboratoriów szanowanych magów i astronomów Wrót zakrawało to żart w kiepskim smaku, albo mało profesjonalne próby wyłudzenia złota. Von Ditrick stał przez chwilę wahając się jaki krok podjąć. Mimo szalejącej wichury dał się pochłonąć chwilowym kontemplacjom.
Co stało się z tym dawnym racjonalnym Hrabią Magdegardem von Ditrick? – pytanie to pojawiło mu się w umyśle niczym jasna gwiazda w bezchmurną noc. Co sprawiło że dał ponieść się naiwnej przepowiedni, rezygnując ze spotkania z markizem, jedynie by podążać w poszukiwaniu niejasnego wyjaśnienia czegoś o czym powinien po prostu zapomnieć? Skąd ktokolwiek mógł o tym wiedzieć? Jedno pytanie stało się pożywką dla kolejnych, które jak szarańcza pochłaniały wszystkie inne przyziemne myśli. Zapukał do drzwi. Wydawało się echo uderzeń odbijało się w całej kamienicy, rozchodząc tam i z powrotem. – Kto tam? – odezwał się nieprzyjazny głos zza drzwi. – Hrabia Magdegard von Ditrick. Szczęk uruchamianego mechanizmu był niemal natychmiastową reakcją,. – Ach, hrabio! Oczekiwałem pana! – starzec, rozpromieniony w bezzębnym uśmiechu zapraszająco kłaniał się na widok von Ditricka. Magdegard wszedł do środka bez słowa, z miną bezwątpienia ukazującą wyższość jego stanu. Dziwny, ostry zapach uderzył go w nozdrza kiedy tylko zatrzasnęły się z nim drzwi. – Proszę hrabio, proszę tędy… - Nie zapytam skąd magu wiesz tyle o mnie, bo zdaje sobie sprawę że wy zawsze wiecie więcej. Powiedz mi więc to co zostało obiecane tutaj. – hrabia ponownie wyciągnął kartę z lustrem kładąc ją na niewielkim stoliku w środku pomieszczenia. –Ach lustro.. lustro tak. To jest ważny symbol, tak. Przyszłość w mieszanych barwach niesie. – Mów więcej magu… - rzekł wyraźnie zaciekawiony von Ditrick. – Żeby więcej móc powiedzieć, trzeba sił wyższych rady zaczerpnąć. Mag wyciągnął spod stołu z narzuconym płóciennym obrusem nieduże okute oblamówką z żelaza, kładąc je na środku stołu. – Niechaj hrabia siada… położy dłonie a zwierciadle. Magdegard z kwaśną miną zaczął - Czy to naprawdę konieczne? Ten, cały rytuał. – Obawiam się że tak – odrzucił prędko starzec. – Dobrze więc.
Niebawem oboje siedzieli naprzeciwko siebie. Mag wydawał się skupiony szepcząc jakieś niezrozumiałe inkantacje. Nagle lustro wybuchło oślepiającym blaskiem oświetlając całe pomieszczenie, - Zaraz, zaraz! Na demony co się dzieje?! – hrabia zaniepokojony próbował oderwać dłonie od zwierciadła – bezskutecznie. – Co się dzieje!? – Starzec podniósł opuszczoną głowę, jego cień który dotychczas spokojnie leżał na podłodze zerwał się z ziemi otaczając maga oparami z najczystszej ciemności. – Głupcze, teraz twoja dusza potępiona będzie… - głos jakby nie wydobywał się ze strony starca, lecz ze zewsząd. Magdegard próbował rozpaczliwie krzyczeć lecz wtedy zerwał się cały spocony z łoża.
"No tak" pomyślał – "To tylko koszmarny sen". Powoli wstał ze swojego łóżka z baldachimem. Na kredensie obok nadal leżała karta którą wcześniej znalazł. Tym razem chwycił ją i jednym szybkim ruchem rozerwał. "Żadnych przepowiedni". Hrabia odział się w swój nocny strój biorąc kaganek, gdyż wciąż było ciemno. Na dodatek było mu strasznie gorąco – pewnie służba znowu zapomniała zagasić w kominku. Spokojnie poczłapał do drzwi i wyszedł na korytarz… a przynajmniej wyszedłby, jednak to co rozciągało się przed jego oczyma trudno nazwać by korytarzem. Rozległe poszarpane ostrymi skałami, spalone na popiół równiny, sadzawki bulgoczącej krwi, strumienie rozpalonej smoły i gejzery siarki. Piekło… jakiś skrzydlaty demon przeleciał na czarnym niebie. Wśród odgłosów mąk potępieńczych przedzierał się jeden szaleńczy krzyk… głos hrabiego Magdegarda von Ditricka…



Tutaj umieśćcie swoje opisy postaci - wygląd i historia.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
MANJAK
Mistrz Gry
Mistrz Gry



Dołączył: 09 Mar 2006
Posty: 224
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Oława/Wrocław

PostWysłany: Sob 19:37, 08 Kwi 2006    Temat postu:

Dante

Opis:
Dosyć wysoki (174 cm), dobrze zbudowany, 22 letni człowiek z wygoloną na łyso głową. Ma wyraziste, niesamowicie jasno-niebieskie oczy. Jego twarz jest całkiem zgrabna, choć naznaczona kilkoma zadrapaniami na policzkach. Odzienie jego stanowią gustowne, dobrze skrojone i uszyte szaty szlacheckie, które jednak nie mają typowych ozdobnych, niewygodnych w noszeniu dodatków. Jest to granatowa, przylegająca koszula i proste spodnie. Wierzchnie okrycie stanowią: mithrilowa koszulka kolcza, stonowana biała peleryna z dziwnego błoniastego materiału oraz czarna, obszerna kamizela. Oprócz tego Dante nałożone ma równie czarne skórzane buciory i rękawice, a także opięte na udach i łydkach pasy mocujące. Zapewne większość swego ekwipunku przechowuje w niewielkim, plecaczku przytroczonym od tyłu do szerokiego pasa taliowego, albo też w bandolierze, opinającym korpus ów jegomościa. Przy boku zwisają mu dwa śmiercionośne sztylety. Przez ramię ma założony długaśny łuk refleksyjny z dziwnej odmiany drewna, a strzały do ów broni przytroczone są na wspomnianych pasach oblatających uda. Wszystko to zorganizowane jest tak, że zdaje się on być precyzyjnym, szybkim mordercą - i jest...

Historia:
-Przestań... - powiedział stanowczo odziany w czerń młodzieniec.
-Ty psi ochłapie, nie będziesz mi rozkazywał! Sukinsyn się znalazł, pieprzony błazen! Ha ha ha! - docinał opasły strażnik, opartemu o ścianę celi, więźniowi. Robił to dla zabawy, czy młodzik zalazł mu za skórę? Niewiadomo. Strażnik dzwonił pękiem kluczy na wszystkie strony, gestykulował porywczo i wręcz nieznośnie. Czarna postać nie wytrzymała. Ułamek sekundy, błskawiczny doskok do spasłego strażnika, brzęk stali i cichy jęk. Stali twarzą w twarz, a strażnik z wbitym w bok sztyletem ledwo dyszał. Wiedział, że umiera.
-Nazywam się Dante... - rzekł beznamiętnie więzień. Grubas przymknął oczy, parsknął krwią i osunął się na ziemię. Młodzieniec wytarł sztylet o jego łachmany i zabrał mu klucze.
-I co? Następnym razem dokładniej przeszukuj wszelkich 'błaznów' zanim wrzucisz ich do celi. - ironicznie wyszeptał Dante, po czym otworzył kratę od celi. - Ach, zapomniałbym... Kolorowych snów! - czarna postać czmyhnęła wąskimi korytarzami jednego z Calimporckich więzień, w któych nieczęsto gościł. Urodził się w tym wspaniałym mieście... Zasmakował jego wszelkich aspektów, co zmusiło go do poszukania innego, nowego miejsca, gdzie mógłby robić to co potrafi najlepiej - kraść, zabijać, łgać... Tak, paskudny typ. Niezna swego nazwiska, korzeni, kim właściwie był jego ojciec, matka? Od zawsze był twardym typem. Jednak nie rozumiał dlaczego to właśnie on musiał wychowywać się w obleśnym sierocińcu, który obfitował w przyszłych degeneratów i złoczyńców.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Black Rose
Mistrz Gry
Mistrz Gry



Dołączył: 08 Mar 2006
Posty: 174
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Sacramento

PostWysłany: Sob 20:55, 08 Kwi 2006    Temat postu:

Andrea de la Vergne ( Wojownik 3/ Łowca Nieumarłych 2 )

Andrea od dziecka mieszkała w małej wiosce na pograniczu Anauroch, ale nie należała do jej prawowitych obywateli. Nigdy nie dowiedziała się, skąd naprawdę pochodzi. Opiekował się nią dziadek, a z jego licznych opowieści wynikało, że niegdyś był niebywale biegły w posługiwaniu się bronią. Niestety niezbyt ją to interesowało, ponieważ jako nastolatka zakochała się z wzajemnością w starszym od niej chłopaku. Wiele razy wymykała się z domu, by go spotkać. Jej wybranek był bardzo tajemniczy i skrywał jakiś sekret. Po pewnym czasie zabrał ją do krypty, która według mieszkańców była nawiedzona i bardzo niebezpieczna. Owej nocy wyznał jej wieczną miłość i wyjawił swoją tajemnicę. Okazało się, że pewnego dnia przechadzał się nieopodal krypty i zauważył przez małą szparę w ścianie mnóstwo klejnotów i kosztowności. Miał nadzieję, że Andrea zgodzi się za niego wyjść i będą mogli rozpocząć nowe życie i dzięki tym bogactwom niczego nie będzie im brakowało. Dziewczyna ucieszyła się, że ukochany miał do niej takie zaufanie. Zgodziła się. Niestety romantyczną chwilę zakłóciły jakieś kroki. Z mroku wyłonił się przerażający stwór przypominający szkielet, lecz jego kości oplatały ohydne wnętrzności w początkowym stadium rozkładu. Z żuchwy wyłonił się obrzydliwy język podobny do obślizgłej macki. Oboje kochanków nie wiedziało co zrobić. Monstrum ruszyło w kierunku Andrei chcąc wymierzyć śmiertelny cios. Mężczyzna odepchnął ją od potwora i przyjął atak na siebie. Krew bryzgnęła na ściany krypty. Po chwili Andrea usłyszała „kocham Cię” przepełnione agonicznym bólem. Wiedziała, że nie może nic zrobić i musi uciekać. Spojrzała ostatni raz w oczy ukochanego, po czym wybiegła z krypty. Rozległ się jego krzyk pełen cierpienia. Cała zapłakana dobiegła do domu. To zniszczyło wszystkie jej marzenia i plany. W jej sercu narodziła się niewypowiedziana nienawiść. Przyrzekła sobie, że już nigdy nikogo nie pokocha i będzie się mścić na Nieumarłych za śmierć swojej miłości. Dopiero wtedy zainteresowała się umiejętnościami dziadka, który na jej prośbę nauczył ją posługiwania się bronią. Po kilku latach to wydarzenie tkwiło w jej sercu jak zadra. Nie potrafiła o tym zapomnieć. Nauczyła się jednak walczyć i to stanowiło jej przewagę. Sama poszła do krypty i zabiła wszystkie egzystujące tam stwory. Niestety to nie sprawiło jej ulgi. Pragnęła zabijać te bezduszne istoty bez końca. Po śmierci dziadka nic już nie trzymało jej w okolicy. Wyruszyła w poszukiwaniu kolejnych ofiar, chcąc nasycić swoją nienawiść.

Andrea nie jest jakąś nadzwyczajną pięknością. Ma zacięty wyraz twarzy i „martwe” szarawe oczy. Nigdy się nie uśmiecha i wygląda na przygnębioną. W nocy miewa koszmary, dlatego zawsze ma podkrążone oczy. Jej czarne włosy sięgające do ramion są bardzo zniszczone i niezbadane, zazwyczaj rozpuszczone. Nosi na sobie czarną pelerynę, a pod spodem kolczą koszulkę. Nigdy nie zdejmuje z palca swej zaręczynowej obrączki, która przypomina jej o zemście. Na nogach ma czarne, lniane legginsy i wygodne skórzane buty. Do pasa ma przypięty krótki miecz i korbacz. Na szyi nosi tajemniczy amulet, który podobno należał do jej matki, której niestety nigdy nie widziała.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Shogun
Nowicjusz
Nowicjusz



Dołączył: 25 Mar 2006
Posty: 59
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Z Zadupia

PostWysłany: Pią 0:28, 14 Kwi 2006    Temat postu:

Elial Avari

Młody jeszcze elf i jak na przedstawiciela tej rasy wysoki - 156cm. Urodziwa twarz pobrużdżona jest zmarszczkami, podobno jest to efekt zdarzeń z przeszłości, która owiana jest tajemnicą. Długie kruczoczarne włosy opadają na jego ramiona i spływają na plecy falując na wietrze. Elial jest małomówny, szczególnie niechętnie rozmawia o swoich rodzicach i swojej historii. Wiadomo tylko że jako noworodek został znaleziony przez grupkę elfów i że kiedyś coś strasznego stało się z jego winy. Patrząc na twarz, zazwyczaj posępną i ponurą, od razu zwraca się uwagę na jego oczy. Zimne, zawsze skupione. Mimo zielonego koloru zdają się świecić wszystkimi barwami. Na sobie nosi lekko już zniszczoną szatę maga koloru czarnego, ale kiedy idzie, czuć bijąca od niego moc. Za plecy ma przewieszony kołczan ze starannie wykonanymi strzałami i długi łuk, wykonany z dziwnej mieszanki różnych drzew i blyszczącej cięciwy. Nie nosi zbędny ozdób poza jedną..... pierścieniem rzekomo znalezionym w jego kołysce. Nigdy się z nim nie rozstaje. Szuka zajęcia, podczas którego mógłby ćwiczyć swoje magiczne zdolności oraz jak glosi plotka natrafić na ślad swoich prawdziwych rodziców.


Ostatnio zmieniony przez Shogun dnia Śro 23:06, 14 Lut 2007, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Soqu
Nowicjusz
Nowicjusz



Dołączył: 09 Mar 2006
Posty: 58
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Oława

PostWysłany: Czw 18:11, 27 Kwi 2006    Temat postu:

Imię: Korozzon Do’Muriel
Rasa: Drow
Klasa: Łotrzyk


Historia:
Witam!
Nazywam się Korozzon z domu Do’Muriel, z drowiego miasta Mezzoberanzan. Jak już zdążyliście się domyślić, jestem mrocznym elfem. Jestem wysoki – 1.60 m i szczupły, jednakże nie oceniajcie mnie po wyglądzie, bo mimo skromnej postury mało kto wyszedł z życiem, z walki ze mną. Aczkolwiek nie jestem tak zły jak moi mroczni bracia. Nie zaczepiany nie wyrobię nikomu krzywdy. Jednak czasami stereotypy o mojej rasie zwyciężają. O tym przekonali się ci, którzy się mi narazili. Pamiętam jakby to był wczoraj, gdy podczas moich 45 urodzin, mój ojciec podarował mi wykuty przez niego samego scimitar – broń, którą mam do dziś. Moja matka nawet zrobiła małe przyjęcie z tejże okazji. Siedzieliśmy tak w gronie rodzinnym, opowiadając sobie rozmaite historie z wypraw na powierzchnie oraz dyskutując (mogłem brać w tym udział!) o sprawach ważnych dla mego domu. Do czasu gdy w mym domu zjawili się nieproszeni goście. Atak! Dom Du’Reno zaatakował nas! Dziesiątki świetnie wyszkolonych wojowników. Porwałem się wraz z moją rodziną w wir walki. Rąbałem mym scimitarem na prawo i lewo, aż stał się czerwony od krwi moich wrogów, których zostawiał bez życia. W pewnym momencie zauważyłem, iż mój ojciec został pchnięty sztyletem przez drowa, którego znałem – Romiriella. Poczułem w sobie gniew, a świat wokół mnie jakby zwolnił. Wyskoczyłem w kierunku Romiriella, lądując tyłem metr przed nim. Błyskawicznie obróciłem się, kierując ostrze scimitar w kierunku gardła mego wroga. Nie miał szans. Zdołał jedynie wykrztusić ze zdumienia „Korozz...”, gdy moja broń wbiła mu się w gardło aż po rękojeść. Zadławił się własną krwią. Jednakże rzeź ta zakończyła się klęską mego domu. Zginęła cała moja rodzina. Ja jeden ocalałem. Jak? W hańbiący sposób uciekłem, przysięgnąwszy wcześniej zemstę mym wrogom. Wypełniłem obietnicę w dzień później. Dom Du”Reno świętował zwycięstwo w mym domu. Pili, jedli i uprawiali orgie. A potem wszyscy posnęli.... Głupcy. Nie miałem żadnych kłopotów z wejściem do srodka, a oni byli całkowicie bezbronni. Mój scimitar znów spłynął krwią. I tylko ja nazajutrz pozostałem żywy w domu. Tego dnia wyginął ród Du’Reno, lecz mój też można by powiedzieć. Lata po tym wydarzenie wstydziłem się swego czynu. To nie była uczciwa walka, a ja byłem wtedy młokosem. Mniejsza z tym.
Pozwólcie mi przystać do waszej kompanii, bo dobre ostrze zawsze się przyda, a ja być może w ciagu podróży z wami znajdę sobie nowy, spokojny dom. Lub też zginę i połączę się z moją rodziną. Jednakże dobrze wam radzę, zwłaszcza tobie elfie, bo wiem, że masz do mnie urazę – nie szukajcie ze mną zwady. Dla własnego dobra.



A tu co mam przy sobie:
Zielony płaszcz z kapturem. Skórzane buty, spodnie, lekka kurtka i rękawice. W obu butach dwa schowane sztylety. U pasa wiszący scimitar w czarnej pochwie. Tak samo wiszące: skórzana skrytka z dwiema fiolkami o tajemniczych zawartościach; mały flet wykonany z kości; sakiewka z paroma drobniakami oraz wytrychy.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Kuźnia RPG Strona Główna -> Dungeons & Dragons Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

Skocz do:  

Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001 phpBB Group

Chronicles phpBB2 theme by Jakob Persson (http://www.eddingschronicles.com). Stone textures by Patty Herford.
Regulamin